29 sierpnia 2014

Z krainy chichów

Igi ma dzień wolny od przedszkola. Chodzi troszkę zdezorientowany. W końcu wpada na pomysł. Pędzi do mnie kipiąc energią i wykrzykuje:
- Mamo! Mam przepis na zdrowy deser. Musimy wziąć do miski trochę wody, trochę cynamonu i dużo miodu. To będzie bardzo pyszne i się z tobą podzielę.
I tak też uczyniliśmy. Tylko odmówiłam podziału. Młody je i rozpływa się nad swoim pomysłem, a ja mam chwilkę na pisanie :)


Zrobiłam mus z banana i kakao. Igi podżera go sobie pomiędzy jedną książką, a kolejną. Przychodzi mu do głowy pewna myśl, więc zagaduje mnie:
- A ty mamo lubisz taki mózg? Taki bananowo-czekoladowy?

 Jem.
- Mamo, chodź, poczytamy - woła Ignaś, wychylając się zza fortu z książek na kanapie.
- Najpierw chcę zjeść, Igusiu.
- Możesz wyjątkowo zjeść przy tym stoliku - zezwala mi łaskawie Ignaś w myśl zasady "po trupach do celu". ;-)
- Dzięki, wolę tutaj, jest mi wygodniej przy dużym stole.
- Ale tu będzie lepiej. I Twoje serce będzie się cieszyło i pompowało dużo krwi z tlenem. Będziemy tutaj tacy szczęśliwi - rozpływa się żądne lektury dziecię.

W przedszkolku pojawił się nowy chłopiec, Polak. Drugiego dnia po zabawie z nim Igi wrócił do domu, po czym wypalił radośnie, patrząc mi w oczy:
- Dupa!
Byłam i jestem niepocieszona. Pogadałam z synem i to nieraz. Efektem rozmów było żałosne stwierdzenie mojego dziecka:
- Ale ja tak lubię rozmawiać o dupie...

Koleżanka ma bliźniaczki. Dziewczynki są bardzo podobne, więc gdy do nich wpadamy, proszę zazwyczaj o mały update, żeby zapamiętać ubranie i imiona. 
- OK, powiedz mi, która jest która.
- Kurde, sami się od rana nad tym zastanawiamy - rzuca mi kumpela i puszcza oko.

26 sierpnia 2014

Z krainy chichów


Jedziemy do stolicy, Igi zajmuje się czytelnictwem w swoim foteliku. Niedawno dostał paczkę od Babuni z mnóstwem nowych pozycji. Otwiera książkę, w której dziwnym trafem zapodziała się kartka świąteczna od pradziadków.
- O!!! O!!! - wykrzykuje Ignaś - Ta książka jest od Boga!

Ignaś: Jest guma do życia. A jest też guma do umierania? (Guma do żucia ewoulowała z "gumy do żyćnia" na "gumę do życia", co skłoniło Ignasia do dalszych przemyśleń).

Wychodzimy do przedszkola i ubieramy się w przedpokoju. Igi na podłodze znajduje martwego żuczka. Stwierdza, że to pajączek i chce go przytulić. Oświecam go zatem, że to żuczek.
- Aha, to mruczek - mówi Igi i tak truchełko żuka otrzymuje imię.
Wychodzimy. Igi z Mruczkiem w piąstce. Zamierza pokazać żuka przedszkolu (przedszkole to taki twór, który mówi, daje na przykład chleb i któremu się pokazuje rzeczy). W przebieralni ostrożnie dokonujemy transferu - Igi powierza mi Mruczka, by móc się rozebrać. Żuczek spada mi na podłogę. Podnosimy go, a Igi poucza mnie:
- Uważaj, bo jak on spadnie, to umrze jeszcze bardziej.

Igi: A dlaczego czasu nie widać?




21 sierpnia 2014

Fotografie dziewczyny zaangażowanej

Pamiętacie Dagmar? Ta śliczna, młodziutka Islandka zapuszczała włosy przez wiele lat. A tego lata postanowiła je ściąć i postarała się, by zwykłe pójśccie do fryzjera nie pozostało bez echa. Zorganizowała zbiórkę pieniędzy na leczenie osób chorych na raka we współpracy z tutejszym centrum leczenia raka. Mieliśmy przyjemność fotografować ją tuż przed obcięciem jej cudownie długich włosów.















 Pozdrawiamy letnio i słonecznie :)








18 sierpnia 2014

Z krainy chichów


Odwiedziła nas moja przyjaciółka z synkiem. Podczas jednej z naszych rozmów pojawia się Ignaś i zagaja:
- Dlaczego tato Natana nie przyjechał? Czy on nie żyje?

Jemy owsiankę na śniadanie. Igi skrupulatnie wygrzebuje łyżką dołeczek, po czym umieszcza w nim masło i przykrywa gorącą owsianką, by się roztopiło. Do tego gada do siebie:
- Fuj, ten sok z masła nie jest dobry. Wezmę sobie owsianki i ję umoczę w tzm... yyy... moczu.

I kolejny monolog:
- Muchy nie są dobre, bo lubią kupę i mają brudne nogi. I chodzą po jedzeniu. Ale niektóre muchy są miłe, bo gdy im się powie "Chodźcie, mam świetny pokój, pobawimy się", to one idą i się bawią.

O prezentach od prawie czterolatka
- Mamo, zrobię dla ciebie kupę.



10 sierpnia 2014

Biuro Wyceny Wszystkiego


Igi wpada w "cenny" nastrój zazwyczaj podczas śniadania. Przy ostatnim porannym posiłku, zamiast mielić paszczą, podawałam mu ceny każdego rodzaju obuwia, jakie posiada. W koronach i złotówkach :-)
Innego dnia, również podczas śniadania (jajecznica) dziecię zapatrzyło się na talerz, po czym zapytało z powagą:
- A ile kosztuje jajecznica?
Jego Tato równie poważnie obliczył cenę jednego jajka, więc Młody dostał przybliżoną kwotę. Rozmowę przy stole zdominowały problemy natury obliczeniowej - ile do jajecznicy używam masła, soli i pieprzu oraz jak zamortyzować łopatkę i patelnię, o płycie kuchennej nie wspominając.
A potem Igi wypalił z grubej rury:
- Ile kosztuje deszcz?
- Deszcz nic nie kosztuje. Jest za darmo.
- Nie! - wkurzył się Ignaś - Kosztuje!!
- Tak? A ile?
- 5 literek.