30 czerwca 2012

Z krainy chichów 5

Gadzinka spędziła pół dnia poza domem, z dala od mamy. Po czym została dostarczona pod drzwi. Dowiedziała się, gdzie jest mama, i pędzi, tupiąc, plaskając łapkami o stopnie, kwicząc i robiąc radosny rwetes na schodach. Wtarabaniwszy się na piętro, rzuciła się matce swej w objęcia. Matka spodziewała się uścisku, czy całusa. 
Na to dzidziuś, wskazując paluszkiem na kanapę:
- Siadaj tutaj i meka!

29 czerwca 2012

Z krainy chichów 4

Ignaś przeciska się za fotelem w celu włączenia lampy. Zza fotela dobiega do mnie:
- Pasiam, kabel. Pasiam, kabel.
Zerkam - Igi przekraczając wiszący kabel od lampy, grzecznie go przeprasza. W drodze powrotnej uprzejma powtóreczka.

26 czerwca 2012

Z myślą o dziadkach - update (20m i 2t)

 Stan Stwora na dziś (20 miesięcy):
  • wymiarowo: ręce chcą mi odpaść (zaczął znowu jeść)
  • komunikacyjnie:
- słowo nieprzypominające niczego to "tatuka" - ciężarówka (więcej chwilowo nie kojarzę)
- prowadzone są obserwacje "jebaków" (robaków), które z czasem awansowały na "grrrobaki"
- niestety nie wiemy, co to jest "misinka" i kim jest nader często wspominany "pan dzidziuś"
- nie wymawia "l" i "r", wstawiając zamiast "j". Niestety nadal nie możemy zmusić Stworka do powiedzenia "chór" i "chórowy"... ;-)
- okres małej papugi - powtarza WSZYSTKO, nawet "kurde", co brzmi jak "kujde"

23 czerwca 2012

Teaser z wtorku - dla modelki :-)

By popular demand :-)
Dzięki za:
  • pozowanie po zarwanej nocy, o świcie, przez - bagatela - 3 godziny bez narzekania na zmęczenie
  • uśmiech, optymizm, spokój, odwagę, otwartość, elastyczność
  • dreptanie na paluszkach przez wspomniane 3 godziny (!)
  • wytrzymałość i determinację: paradowanie w zwiewnych fatałaszkach i na boso w zimnicyyyy
  • no pełen profesjonalizm Anula! 
Zdjęcia w takiej formie do Ciebie nie dotrą, bo jeszcze będą lepiej obrobione. Teraz jest tak na szybko i dla zaspokojenia pierwszej ciekawości. Dostałam co prawda zakaz ich umieszczania w takiej formie, ale po bardziej satysfakcjonującej obróbce zmienię je na te lepsze, tak po prostu.




21 czerwca 2012

Żryj gadzino :-) (i duużo zdjęć na deser)

Dokumentacja spożycia najlepiej strzeżonej truskawy na świecie, od Dziadka Niedźwiedzia
U mnie, gdy szczenięciem byłam, wyglądało to tak: to jadłam NIC, to z kolei przetrwały z jakichś okresów wręcz legendarne historie na temat ilości tego, co potrafiłam podczas jednego posiłku w siebie wrzucić.
Ale wspomnienia z czasów przedszkolnych, szczególnie najwcześniejszych, są dla mnie traumą. Wyśmiewające mnie panie (bo płakałam za mamą, bo mało jadłam, bo nie potrafiłam zasnąć podczas leżakowania), bezbrzeżna nuda (musiałam siedzieć nad talerzem, dopóki nie otrzymałam pozwolenia, by wstać, czyli najczęściej wtedy, gdy inne dzieci wstawały z leżakowania. Zgaduję, że tkwiłam przy tym stoliku jak kołek, memłając zimne obiadki przynajmniej dwie godziny - wieeeeczność). To taka codzienność. Ale jedna scenka utkwiła mi w pamięci na zawsze - jadłam obiad, a na deser był budyń. Wiem, że nie przyjmowałam niczego w postaci smarków, więc kisiel i budyń były dla mnie nie do przełknięcia. Pani przedszkolanka zawołała Ważną Dyrektorkę na odsiecz. WD przyszła. I zaczęła mi ten budyń wpychać. A ja pamiętam, mimo że było to tyle lat temu, te odruchy wymiotne i myśli, że nie wolno mi puścić pawia na Panią Dyrektorkę, bo będzie jej przykro.

Teraz sobie myślę, że...

11 czerwca 2012

O odpieluchowaniu - dwa ebooki

młodociany Król Nocników

To nie o naszym odpieluchowaniu niestety, bo my właśnie przeżywamy prawdziwy regres. Niechęć do nocnika objawia się wiciem, wrzaskiem i ucieczką. Nie stresujemy się, w końcu Igi ma teraz tyle przeżyć, że trudno się dziwić takiemu zachowaniu. Co nie zmienia faktu, że bliżej odpieluchowania był, gdy miał rok, niż teraz...

Ale na tej stronie dostępna jest książka:

Znacie? Ja jeszcze nie, ale mam nadzieje, że pomoże, gdy już się za nią zabiorę ;)

A tu jeszcze jedna, po angielsku:

Podobno działa cuda!







Literatura nocnikowa działa również niezwykle inspirująco na młode osoby. Potęga książek, wiadomo... :-) Szczególnie, gdy ma przyjemne ilustracje w miłej kolorystyce i nienachalny tekst.

źródło
Jestem ogromnie ciekawa, jakiego słowa użyto w polskim tłumaczeniu w wersji dla dziewczynki. W wersji chłopięcej jest "siusiak", którego my konsekwentnie zamieniamy podczas czytania na "penisa", bo postanowiliśmy używać właśnie tej nazwy.

10 czerwca 2012

Dzidziuś lotny, czyli zmiana stanu skupienia

Wakacje w toku, a ja wymiękam czasowo i nie nadążam zupełnie z relacjonowaniem, blog pada...
Kilka słów o podróży zatem.
Lot trwa kilka godzin, bo kilka tysięcy kilometrów mamy jednak do pokonania. Lądujemy o idiotycznej porze w metropolii w kraju zaprzyjaźnionym, a stamtąd zapylamy do rodzinnego miasteczka - w telegraficznym skrócie.
Lotu dość mocno się obawialiśmy, choć oczywiście na początku należało stawić czoła lotnisku. Na szczęście lotnisko wyspiarskie jest przestronne i pustawe. Przygotowaliśmy też ograniczony przez bagaż podręczny szereg pomocy naukowych, mających nam ułatwić lot, plus bajki, ale o tym za chwilę.
Na lotnisku dzidziuś nawadniał się obficie i z zapamiętaniem, jakby przeczuwał, że porządnej wody nie uświadczy przez kilka najbliższych tygodni.

Po chwilowym incydencie związanym z radosnym raczkowaniem po nieczystej posadzce Igunio zaczął poruszać się w kierunku obieranym dość dowolnie, za to dzierżąc w dłoniach butelkę z wodą zatykającą otwór gębowy. Czyli na trębacza. Ograniczało mu to widoczność, ale to go nie zrażało, dopóki nie uznał, że został już dostatecznie podlany z zewnątrz i od wewnątrz.