29 czerwca 2015

Z krainy chichów

Igi gawędzi: Wszyscy kiedyś umrzemy. I nie wiemy kiedy!
Ja: Tak.
Igi (odkrywczo): Ale ja nie chcę umrzeć nigdy. Chcę być Bogiem! 
Ja i Tato Kwiatka: „Wyobraź to sobie sobie.”

Rozmawiamy z Babu przez skype.
Ja: Chcesz powiedzieć coś miłego Babu na koniec rozmowy?
Igi (po chwili zastanowienia): Tak. Jak umrzesz, to przyślę ci czekoladki.

Zima, śnieg skrzy w słońcu. Igi przygląda się zjawisku i intensywnie nad czymś myśli. W końcu wypala:
– Mamo, zobacz! Brukiew!!
(Tak, wege-dzieciak mówi „brukiew” na „brokat”, a na swoje ulubione pisaki – „pisaki brukwiowe”)

Jemy obiad. Igi odsuwa od siebie talerz i stwierdza z westchnieniem:
– O, ja nie dokończę tej surówki.
– Najadłeś się już?
– Nie, po prostu chcę, żeby pies ją zjadł i miał ładną kupę – stwierdza wspaniałomyślnie i z błyskiem w oku Ignaśko.
Jesteśmy na basenie, lekcja pływania w toku. Igi tapla się zawzięcie, chlapiąc na potęgę i nurkując. W pewnym momencie brakuje mu 5 cm do mojej ręki. Reaguję i wyciągam szkraba na powierzchnię. Igi odkasłuje, patrzy na mnie i z niekłamanym wyrzutem wykrzykuje:
– Prawie mnie zabiłaś!

Ignaś wychodzi z samochodu, po czym schodzi mu nieco wiecej niz zwykle czasu na przemieszczenie się do domu. Wbiega do przedpokoju z drobnym przedmiotem w ręce i oznajmia dumnie:
– Zobacz, mamo, śmieć. Wiesz, ochroniłem dziś trochę plametę.

Igi zwisa sobie swobodnie z przedszkolnego płotu i gmera pazurkiem w zagłębieniach deski. Natrafia na coś lepkiego i bawi się tym przez moment, po czym woła mnie:
– Mamo, chodź, mam dla ciebie niespodziankę! Znalazłem substancję. Pachnie jak choinka. 

Igi wbiega do pokoju nagi.
– O, golas! Chciałabym, żebyś założył piżamę.
Igi wybiega, a po 5 minutach wraca, tak samo goły jak przedtem, ale za to z pokolorowaną na fioletowo dłonią. Patrzy na mnie i stwierdza:
– Zobacz, zapomniałem, że miałem się ubrać i zrobiłem sobie tatuaż – i wyciąga rękę, by lepiej zobrazować dokonanie ostatnich minut. Moim oczom ukazuje się ręka fioletowa aż do szyi.
– Widzę, że poszedłeś na całość – zagaduję syna.
– Nie, na całość nie, tylko ręka. Reszta jest czysta.

O mistrzu ciętej riposty
– Igi, ubierz buty.
– Mam ubrać buty? – dziwi się nieodrodne dziecko swojej mamusi. – W co? W majtki i spodnie?

Igi podsumowuje sobotę, którą spedził w piżamie:


– To był fajny dzień. Podobało mi się to, jak byłem ubrany. Lubię być w piżamie, bo czuję się wtedy tak łagodnie.