Wór śmieci, nieco spożywki, artykuły biurowe, ogólnie pojęty towar do zrecyklingowania i damskie akcesoria. To znalazłoby się na liście w liście do Świętego M. W zeszłym roku wór od Gwiazdorka mógłby być w zasadzie pusty, choć pełen rzeczy niewidzialnych.
Ale do rzeczy :-)
Tak zwany Wiesiek jest istotą fascynującą. Przynajmniej dla mnie, a wie o tym każdy, kto podczytuje bloga. Tym razem światło reflektora pada na... najdziwniejsze i najulubieńsze zabawy Kotka z ostatnich dni. Trudno mi przejść obojętnie obok jego wyjątkowych aktywności.
Ale do rzeczy :-)
Tak zwany Wiesiek jest istotą fascynującą. Przynajmniej dla mnie, a wie o tym każdy, kto podczytuje bloga. Tym razem światło reflektora pada na... najdziwniejsze i najulubieńsze zabawy Kotka z ostatnich dni. Trudno mi przejść obojętnie obok jego wyjątkowych aktywności.
To jak, wymieniać? Proszę:
- Papryka pokrojona w półokrągłe paski oraz butelka olejku to, jak się okazuje, podstawa długiej zabawy. Papryka może być tęczą, może być łodzią, może tulić i oplatać butelkę, może też być plastrem butelkę oklejającym. Możliwości są praktycznie nieskończone. Dużym plusem jest też to, że zabawkę można w trakcie ze smakiem chrupać, a w razie potrzeby dokrawać więcej kawałków tęczy.
- Dwie "podkradzione" podczas innej zabawy rolki po papierze toaletowym stają się "ubraniem" ukochanego pick-up'a. Ubieranie i rozbieranie auta zająć może cały poranek i spowodować odwlekanie w nieskończoność pójście do przedszkola.
- Niestandardowa zabawa w dom. Igi ma obecnie dwójkę dzieci - wspomnianego pick-up'a oraz malutki traktorek. Karmi je (piersią oraz swoim jedzeniem), ubiera, tuli do snu, znajduje innych rodziców tymczasowych, gdy wpadnie mu w oko jakieś wielkie auto. Kiedy któregoś razu Ignaś zrobił potworny bałagan, stwierdził, że to tak naprawdę pick-up. Pick-up, poproszony przeze mnie o posprzątanie bajzlu, stanął na wysokości zadania. Ubrany w dwie rolki po papierze toaletowym i prowadzony rączką Ignasia sprzątał "po sobie" kilkadziesiąt minut. Igi ganiał ze sprzątającym samochodem po domu i roztkliwiał się nad nim, powtarzając "To dobry i miły dzidziuś". Wiadomość z ostatniej chwili: pick-up ma nową mamusię, jest nią lokomotywa. I mamusia i dzidziuś muszą z Ignasiem jeździć do przedszkola i czekać na niego na półeczce.
- Latem Ignaś, zainspirowany wizerunkiem Hanki, poprosił o opaskę do włosów. Dostępne w danej chwili były okropne, ale w końcu niedawno natrafiłam na spoko egzemplarze. Kupiłam Zdziśkowi pakiet dwóch opasek. Igi, podniecony, oddał się natychmiast szalonej zabawie. Z jedną opaską na głowie, z drugą szalał i wymyślał zabawy tak różne, że odnotowałam tylko jedną: opaska przewleczona przez uchwyt szafki kuchennej staje się kierownicą bardzo szybkiego samochodu. Fascynujący jest również księżycowy kształt opaski, a także różnorakie są jej zastosowania, bo może być ona paskiem, bransoletką, okularami...
- Stary mikser. Wiem, że o tym już pisałam, ale jak robię zestawienie, to mikser musi być. To chyba najfajniejszy dar, na jaki mogłam wpaść. Igi pokochał swój mikser miłością wielką. tym wiekszą, że sprzęt działa i pozwalamy mu go włączać. Ignaś długo miksował podłogę, dzięki temu wie już, że wiertła się od tego wyginają. Ale zabawka nie straciła na atrakcyjności. Długo popylał do przedszkola z pudełkiem z mikserem :-)
- Puzzle. Wiesio ma swoje puzzle, ale i nasze, dorosłe są niczego sobie. Igi nie przejmuje się szczególnie kształtami, czy kolorami. Puzzle podbiera nam garściami i godzinami układa wielkie projekty: schody, gąsienice oraz kwadraty, wpychając części układanki na siłę. Zajęciu towarzyszy Dzióbek Skupienia. A zabawę zakończyć można chowaniem puzzli do pudełka. Ale nie byle jak. Gładkie kawałki układanki lepią się do małej stópki, co Ignaś skrzętnie wykorzystuje, nadeptując kolejne fragmenty, podskakując do pudełka i strząsając je do niego bardzo skrupulatnie.
- Zrobilismy w końcu kuchenkę naszemu małemu Mistrzowi Gara i Miksera. Zwieńczeniem projektu było dla mnie wsypanie całego suchego dobra, jakie miałam, do słoików. Igi zdziczał z radości i zaczął zabawę. Najbardziej ukochał sobie suchą fasolę. Słoik z fasolą powędrował do salonu, poduszka z fotela została zrzucona. Igi stanął na ogołoconym siedzisku, podał mi słój i kazał rzucać. Po rzuceniu ziarnka fasoli na poduszkę musiałam powiedzieć "Hop!" - tylko wtedy Igi (jak twierdził) mógł skoczyć.
- Jest coś elektryzującego w naszych słoikach - tych z solą, cukrem itp. Podczas gotowania łapka Ignasia zawsze "wpada" do słoja i zaczyna gmerać w zawartości, przesypywać, chwytać garścią i rozsypywać. Gdy nadchodzi jakis ciężki dzień, mogę włączyć Kiciusiowi Peppę, a jakże. Ale mogę też podać kilka słojów i pudełek (ryż, mąka, sól, soczewica) oraz podsunąć miotełkę i ściereczkę, by zyskać na czasie i chwili bardzo sensorycznego spokoju :)
- Słyszysz "puszka sardynek" i co widzisz? Zapewne jedzenie. Moje dziecko, podobnie, jak dziecko Ani JM, widzi zabawę. Zabawę polegającą na... noszeniu sardynek (w puszkach) w zębach i chodzeniu tak po domu.
- Zszywacze są tak niedoceniane jako prezenty dla przedszkolaków! Ten dzień, gdy Igi przyjął do wiadomości istnienie zszywacza i następujący tydzień zapisał się małymi, metalowymi zgłoskami w historii naszej rodziny. Ignasia ogarnęła pasja zszywania. Najpierw zszywał tradycyjnie, kartki. Albo jedną kartkę, po co dwie. Potem zafascynowało go wybebeszanie wnętrzności zszywacza, a na horyzoncie pojawiła się paczka ze zszywkami. Kto wie, czy nie bardziej fascynująca od samego zszywacza! Zszywki usłały podłogę naszego domu, ale z ich rozrzucania Igi zrezygnował w momencie, gdy pierwszy raz nadepnął na to małe, kłujące ustrojstwo. Gdy załatwił paczkę zszywek, zabrał się za zszywanie wyższego rzędu. Na przykład koc. Koce polarowe dobrze się zszywa. Gorzej, gdy chce się koc połączyć z fotelem, nie zawsze wychodzi. Zszywacz zabraliśmy mu, gdy pewnego razu na bardzo śpiąco nie mogłam wbić stopy w skarpetkę. Bo była zszyta.
Mogłabym tak w nieskończoność. Rozumiecie teraz, skąd moja lekka awersja do kupowania typowych zabawek?