14 grudnia 2012

Standardy vol 2, czyli Ignacy kontra stringi

Mnożą się - nadal - w zastarszającym tempie. Zapraszam zatem na drugą odsłonę "Standardów" Igulindy.

Ubraniowe:
  • Najważniejszy wymóg dotyczy bielizny. Majtki i body nie mogą zwisać, ale najgorsze co się może zdarzyć, to wrzynający się w pewną część ciała materiał. Igi wrzeszczy wtedy "Mam stlingi mamoooo!" i wije się jak piskorz. Ratunek musi przyjść natychmiast. 
  • Szczególne atrakcje dźwiękowe funduje nam Kotek, gdy rajstopki i spodnie zostaną podciągniete za bardzo jak na jego gust. Jego gust zakłada wyłącznie noszenie tych części garderoby jako luzackich biodrówek. Personel przedszkolny też już o tym wie.
  • Rękawiczki - trzeba je na sobie mieć wręcz w momencie, gdy się tylko POMYŚLI o wyjściu na dwór. I tu rodzic musi się wykazać szybkością i zwinnością. Dobrze założona rękawiczka to: rękawiczka założona błyskawicznie. To taka, w której kciuk siedzi głęboko w przeznaczonym na to palcu. Szybkość rodzica powinna objawiać się też w tym, by w mgnieniu oka usunąć z pola widzenia latorośli nieco za duże rękawiczki pieciopalczaste. Ból egzystencjalny towarzyszący zakładaniu tych jednopalczastych jest niczym w porównaniu z dziecięcą frustracją wywołaną przez to bawełniane narzędzie szatana w paski. Do tych rękawiczek stopery powinny być dołączane w komplecie.
  • Standardy w połączeniu z Igusiowym samosiowaniem dają komiczne efekty, gdy Wieś walczy ze sobą, podczas zakładania sobie spodni od piżamy. Przypomnijmy zatem: spodnie muszą być naciągniete na siedzenie, koniecznie samodzielnie, nie za wysoko; nogawki muszą spełniać wysokie wymagania dotyczące długości. Do kostki, bez dyskusji. Wyobraźmy sobie zatem Zdzisia, rozpoczynającego w pozycji prawie kucznej podciąganie spodni. Niewprawne dłonie chwytają za dużo materiału i podciągają zarówno górę spodni, jak i nogawki. Błąd zostaje natychmiast zauważony. Igi, nadal kucając, balansuje niebezpiecznie na skraju wybicia sobie swych śnieżnobiałych jedynek i usiłuje ściągnąć nogawki w okolice kostek. Ściąga nogawki razem z resztą spodni. Które trzeba podciągnąć. Więc podciąga. Wraz z nogawkami. Trzeba temu zaradzić. Zsuwamy nogawki. Z resztą spodni. Popkornu by się chciało! Podawanego koniecznie z kubkiem melisy :-)
Domowe i inne:
  • Igi jest ostatnio niezwykle terytorialnym Stworzeniem. Niech no tylko któryś z kotów zapędzi sie na fotel, na którym lubię siadywać. Znika stamtąd niezwykle szybko. Albo niech w wyniku dziwnych przetasowań zamienimy się z Tatą Kwiatkowym kubkami, sztućcami, czy czymkolwiek. Ho ho, ależ się robi głośno. Plus instrukcje, "to mamy!". Myślałam, że w przedszkolu zapłacze się, gdy jeden z jego obsmarkanych wafli uprzejmie podsunął mi szalik. Pozostaje nam chyba tylko cieszyć się, że terytorializm dzidziusiowy nie objawia sie tak, jak koci i dziecię na nas i sprzęty nie leje ;-)
  • Ostre: ostre może być wszystko, od cebuli po pastę do zębów i paracetamol w czopku. Przeciwienstwem ostrego jest... malutkie. Dowiedziałam się tego dziś podczas rozmowy o nożyczkach.
  • Wanna wrogiem numer jeden. Trendy dzidziusie biorą teraz prysznic. Dobrze, że pozwalają zasunąć sobie drzwi do kabiny podczas ciągnących się w nieskończoność seansach z kubkami IKEA i gumową kaczką.
  • Tak jak Joey comes with a bag, Igi comes with a chair. Ma takie niewielkie krzesełko, które jest dla niego stojakiem, przedłużaczem, obcasami, drabiną, schodami, bronią antykotową i czymkolwiek, czego tylko dusza zapragnie. Zobaczyć Ignasia bez krzesełka jest naprawdę trudno. Zabrać - nie wolno. Przesunąć - spróbowałam kilkakrotnie i niemal ogłuchłam. Więcej tego błędu nie powtórzę. Dobrze, że Młody z nim nie śpi.

5 grudnia 2012

Czapka-niewidka

Koleżanka niedawno spytała mnie o hobby, zainteresowania, zabawy i zabawki preferowane przez Ignasia. To z okazji zbliżających się świąt i planów wspólnego ich spędzenia, oraz, w prostej linii następstw tej decyzji, rytualnej, cichaczem dokonanej podmiany prezentów dla Młodzieży od Gwiazdorka.
Stanęłam przed dylematem.w miarę jednoznacznej odpowiedzi.

Zabawy ostatnio wyglądają tak, że albo usuwamy jakieś niewidzialne, budzące strach żyjątka - przedwczoraj były to zające, a wczoraj krokodyle i jeden smok. Poza tym Igi wariuje w kuchni, wytwarzając hektolitry nieistniejącego koktajlu, który serwuje mnie i Michałowi w niewidzialnych szklankach, w których zawsze umieszcza słomkę. Niewidzialną. Gotuje nam niewidzialne potrawy i bawi się jeszcze całym mnóstwem przedmiotów pozostających pod działaniem czapki-niewidki.
Przedwczoraj zdefraudował "tempatulę" (czyli termometr). Było to o tyle niefortunne, że na początku tego tygodnia dziecię nam się podgrzało i nie wysłałam go w związku z tym na uczelnię. Rytualne pomiary "tempatuli" były bardzo ważnym punktem każdego dnia, a tu - termometru brak. Do tej pory Igi zapytany, gdzie schował coś, czego szukamy, zazwyczaj odpowiadał i po kilku próbach przedmiot znajdował się z powrotem u właściciela. Tym razem miotałam sie zupełnie bezcelowo, poszukując zaginionego termometru. Igi, zapytany o to, gdzie go umieścił, początkowo unikał odpowiedzi. Później zdematerializował się, by wrócić do mnie ze zdobyczą, trzymaną w wyciągniętej dłoni.
- Proszę - oznajmił radośnie, podajac mi termometr.
Niewidzialny.
Trik powtórzył jeszcze kilka razy, twierdząc z uciechą, że podaje mi czerwony termometr. Na co ja odpowiedziałam w końcu zgodnie z prawdą, że poszukuję naszego widzialnego, niebieskiego. Igi zatrzymał się, schował znaleziony termometr w zakładce rajstopek i zniknął, by po sekundzie wrócić, dzierżąc w dłoni niebieski termometr. Niewidzialny.
Igi często przerywa picie mleka, by zademonstrowac działanie łpatki, grabi, nożyczek i noża oraz podać mi wszystkie przedmioty. Wczoraj podawał mi ze stołu "wiggle wiggle", trzymając je chwytem pęsetkowym. Tak, ja tez nie wiem, co to jest, ale najwyraźniej jest niewielkie.
Podróż samochodem ostatnio minęła nam na bawieniu się w sklep, w którym Igi zapytywał mnie, czy kupię grabie, łopatkę i inne przedmioty. Na pytanie, co chce w zamian, odpowiedział mi, że pieniądze. potem sprzedał mi również pieniądze, więc generalnie lubię chodzić do jego sklepu. :-)
Zajmowanie się niewidzialnymi zabawkami powoduje, że czasami próby ułatwienia sobie życia biorą w łeb. Gdy z teatralną ciekawością i wielkim entuzjazmem zapytałam Igiego, czy pokaże mi, jak zakłada majtki, pokazał, a jakże. Miałam okazję podziwiać moje dziecko wykonujące zgrabne, przmyślane ruchy: pobrał bieliznę, skłon, podniesienie nogi, podniesienie drugiej, skłon, chwyt, podciągnięcie materiału zdecydowanym ruchem. 
Majtki były rzecz jasna niewidzialne.

Poza tym świat Ignasia wygląda tak jak matrix widziany na ekranie komputera... Liczby, wszędzie liczby... Wczytuje się chłopak w książki, by wyławiać numery stron, w instrukcje obsługi, by zakrzyknąć triumfalnie: "O, dwójka, widzisz?", w rejestracje samochodów. Najwiekszym szczęściem Igiego jest dostać się cudem do kalulatora w telefonie. Liczby rządzą. Kalkulator wkomórce aż dymi z przejęcia i przepracowania, gdy za jego uzywanie zabiera się  Igi i stuka z zapałem w klawiaturę, wznosząc okrzyki niczym na polu bitwy.

Ulubiona zabawka to drewaniany zegar, z wyjmowanymi cyferkami. O afekcie świadczy to, że Młody nierzadko śpi z zegarem.

Myślę, że lista do Gwiazdroka mogłaby być taka:
1. pudło niewidzialnych zabawek
2. kalulator
3. fortepian
4. wiertarka