29 kwietnia 2013

Anna

Powiem tyle: koszmarnie zimno. Ołowiane chmury i obrzydliwa, lodowata mżawka. Stopień determinacji modelki - nawet większy niż fotografa. Sesja - wyjątkowo krótka (marzliśmy mimo ciepłych ubrań...)

Anuś :-)



27 kwietnia 2013

Tłuc i patrzeć, czy równo puchnie?

Cudowny okres dwóch i pół lat sprawił, że spojrzałam inaczej na tłuczenie dzieciarni. Inaczej, bo zaczęłam rozumieć, dlaczego ktoś może chcieć dać klapsa. Oj, bardzo dobrze to rozumiem. Złapałam sie na tym, że czuję, jakbym nie znała swojego dziecka, tak bardzo Igi się zmienił.
Nie, nie zamierzam uderzyć własnego dziecka. Jednak frustrację rodziców dwulatków rozumiem w tej chwili aż za dobrze.
Kiedy myślę w tej chwili o moim macierzyństwie, widzę ponure czarne chmury, rozdzierane błyskawicami i siąpiące ohydnym deszczem. Wściekły wiatr porusza koronami drzew i w tej scenerii ja, z okiem szalonym wyciągm ręce ku niebu (w tle przelatuje targana wichrem reklamówka Biedronki) i krzyczę drżącym głosem "It's alive! It's alive!". I wtedy na scenę wchodzi Ignaś, z grzywką w kolorze miodu i długaśnymi rzęsami.
Kurtyna, dziękuję.

Jakiś czas temu narodził nam się potwór. I to wcale nie ten, który do tej pory mówił o sobie "potwól" i chodził pokrzykując "Potwól musi lobić ceść potwól mamo!". O nie, tamten był spoko, a ten jest REAL:

20 kwietnia 2013

Chlup!

Za oknem dzieją się rzeczy co najmniej idiotyczne, a juz na pewno - nieprzewidywalne. Bo ja staroświecka jestem i oczekuję, po ciepłej i bezsensownie bezśnieżnej zimie, kontynuacji w postaci bezśnieżnej wiosny. Ale to guuupie pomysły są. Nie będzie się chwilowo człowiek cieszył tym, co było jeszcze tydzień temu, a mianowicie spacerami w samym swetrze. A właściwie mógłby, ale chyba moja tkanka tłuszczowa nie pozwala mi się kwalifikować do grupy szczęśliwców, którzy nie muszą odgrzebywać kurtek z zakamarków w szafie. Nie dalej jak przedwczoraj przydomowa góra numer jednen prezentowała się tak: 

Zupełne przegięcie moim zdaniem. Ludzie wokół jakoś funkcjonują i nie podrzynają sobie masowo tętniczek, choć wypadałoby. Być może jednak spadek nastroju mojego i Kwiatowego Taty wiąże się pośrednio z tym, że Igi z wrzaskiem wkroczył w magiczny wiek 2,5 lat, miej nas Panie Boże w swojej opiece.
Nie polecam nikomu dzieciąt dwuletnich z hakiem. Dzieciątka w tym wieku dla zdrowia psychicznego powinny zostać oddelegowane na wakacje. Długie. Nie wiem, czy pokarałabym tą wizytą dziadków. Może jakiegoś wroga. Niemniej, jeśli ktoś lubi, to jasna sprawa. Melisa, dziurawiec, bateria ziołowych antydepresantów, pełen barek na najgorsze chwile i lektura pocieszająca - Juul, Faber i Mazlish, "Mądrzy rodzice", "Rodzicielstwo przez zabawę", "Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat"... Byleby tylko nie myśleć za dużo, a przede wszystkim nie zapędzić się w kozi róg pytaniem "Co ja takiego zrobiłam, że moje dziecko takie jest?". Nie, nie, w tę stronę iść nie należy. 

Sobota zawsze niesie ze sobą pewne ukojenie. Dzieć od rana zapycha się kakałkiem i wszelkimi pochodnymi czekolady, poza tym jest basen. Co prawda na basen trzeba się dostać mimo potwornych kłód rzucanych pod drobne stopy Ignasia, a którymi mogą być na przykład:
- fakt obudzenia się
- pełen pęcherz (należałoby opróżnić, ale lepiej zawyć boleśnie do księżyca)
- poranne mycie zębów
- to, że na szczoteczce znalazł się jeden rodzaj pasty, a miały być dwa, Ignasiowy i maminy
- to, że na stole leży kożuch z kakao, a jak wiadomo, nie da się pić kakao w towarzystwie kożucha na stole
- to, że na śniadanie chciałoby się zjeść naleśniki, a Ojciec bezduszny powiedział, że będzie chleb z miodem
- to, że należy zdjąć piżamę, by móc się ubrać
- to, że skarpetka opornie wchodzi na stopę
- to, że stopa nie wchodzi do buta
- to, że "zawiązadła" nie poddają się manipulacjom i nie zawiązują tak łatwo
- to, że czapka nie ta
- to, że nie można się samodzielnie zapiąć w foteliku samochodowym.
Po przebrnięciu przez te straszliwe życiowe komplikacje można się zanurzyć w basenie, by poddać się kojącemu działaniu wody i możliwości torturowania wyszukanym wizgiem szerszej publiczności. Bo dwuletni z hakiem Igi nie wrzeszczy zwyczajnie. Jego "nie" jest słyszalne w promieniu około 10 kilometrów, a jest to dźwięk tak przenikliwie wysoki i wibrujący, że w domach i samochodach trzaskają szyby.
Na basenie, mimo że na zajęcia chodzimy odkąd Wieś skończył 8 tygodni, jest ogólny sprzeciw i przyklejenie do wybranego rodzica. Od ponad miesiąca, odkąd znowu przeprosiliśmy się z zajęciami, było nie, wrzask, strach, niechęć i ogólny napad emocji negatywnych. Równie dobrze mogłabym moczyć Kwiatka pod prysznicem, taniej by wyszło. Niektóre dzieciaki przepływają pod wodą pół basenu, a Igi lata poza, wrzeszcząc, że nie wejdzie.
A dziś - zupełny przełom. Olał Miś okulary pływackie, olał wrzaski, olał przyklejenie i ucieczki. Przypomniał sobie absolutnie wszystko, co robił kiedyś i... I zaczął pływać. Sam i z deską. Zaczął nurkować. Zaczął chichrać się pod wodą i stawać na dłoni Taty zupełnie wyprostowany. Zaczął znowu z radosnym plaśnięciem wskakiwać do basenu. Zaczął sam regulować długość czasu pod wodą i puszczony - sam wpływał na schodki i wyłaził na powierzchnię. Zaczął znowu mieć radochę i widać było po nim, że cieszy się swoją na nowo odzyskaną podwodną samodzielnością. 
Prawdę mówiąc, spodobało mu się to tak bardzo, że nie mogliśmy wyjść z basenu, mimo że zajęcia dawno się już skończyły. Musieliśmy siedzieć w basenie kilka metrów od siebie i łapać Gada za łapki, gdy się do nas zbliżał pod wodą.
To mnie nastroiło tak pozytywnie, że choćby spadło teraz pół metra śniegu, oleję to tak, jak Igi olał wrzeszczenie na basenie. O. I foty:









19 kwietnia 2013

Płciowo

Zasiadamy do obiadu. Igi z akwarelowym, granatowym czołem, czym rozbawia swego tatę, który zaczyna chichotać.
Igi konstatuje: Śmieszna tata!
Na obiad jest zupa, która zatrzymuje się na sitku wbudowanym wewnątrz jamy gębowej Kwiatka. Młody zadowala się chlebem, po czym odkrywa w zupnych odmętach swój ukochany seler naciowy. Wyławiamy zatem księżyce selerowe i ze swoich talerzy, przy czym oczywiście nie nadążamy. Gdy zawartość naszych talerzy się kończy, na ochotnika wyławiam seler z gara. Ignaś czeka, zadowolony i oznajmia, patrząc na mnie:
- On mi wyławia roślinków!

18 kwietnia 2013

Jaja pstryknięte

Nie mam siły na pisanie... W takim razie jedynym wyjściem jest seria kepskich fot z mojej beznadziejnej komórki!
Dlaczego właściwie my tak nie jemy swoich przysmaków? Życie dorosłych jest nuuudne :-)

Pyry z gzikiem. Czyli dwulatek też chce się czasem pomazać.


Bzik poranny czyli ciuchcia pomidorowa :-) Ordnung muss sein.

Mysz - akrobatka uciakająca przed naszą kotką.

Bielizna Ignasia czyli Igi i jego ukochany wafel Benjamin wielkanocnie :-)

Odlot, czyli Igul w misce do wyrabiania chleba :) Szczęśliwy jak kurka na grzędzie. Dobór ubrania - osobiście dzieć sobie wymyślił i skombinował kreację (przystawiając krzesło do komody). Ma na sobie dwie pary skarpet, to pewnie rekompensata braku spodni.

Niutek z zapamiętaniem sprawdza jakość masy na czekoladowe ciasto - urodziny Tatulka. 6 rano.

Bywa, że i Igi nie wygląda przystojnie. Ale to rzadkość. Zresztą, kto wygląda dobrze w okularach pływackich?

Mamunia w pracy malowała ;-)

Najsłodsze koteczki zajęły się lubczykiem.

7 kwietnia 2013

Czy ja przestanę pisać o lizaniu?

No właśnie?
Jak na razie się nie zanosi.
Kilka dni temu Igi był na spacerze z Przodkiem. Z relacji jedynego naocznego świadka wynika, iż Ignaś, pchnięty impulsem, polizał Bardzo Brudny Autobus, stojący od miesięcy na pobliskiej stacji benzynowej. Podobno na koniec ukontentowany stwierdził:
- Dobly autobus.
Wczoraj z kolei, z racji urodzin wyżej wspomnianego Przodka, zaczyniałam w pośpiechu ciasto. Igi zazwyczaj zajmuje się trzymaniem miksera podczas ubijania lub mieszania. Tym razem mikser potrzymał chwilkę, z przyzwyczajenia, po czym zrzucił ten obowiązek na mnie, a sam zajął się lubieżnym mazaniem ozorem po mikserze.
Lizanie wprowadziło też nową jakość w komunikaty przekazywane Potomkowi i w codzienną rutynę. Złapałam się na tym, że wieczorem oznajmiam Ignasiowi:
- Zamknij oczy, schowaj język i śpij.

6 kwietnia 2013

Jaja pstryknięte

Igi mógłby występować w programie o gotowaniu :-)

Poniżej - nożownik. Lubiących kwokować prosimy o ominięcie zdjęcia ;-)


Malowanie ekspresowo - ekspresyjne. Stworzenie jednego dzieła zajmuje Ignasiowi kilkadziesiąt sekund. Błyskawicznie nadaje tytuł - na zdjeciu widać "Motyl mamo", choć w pewnym momencie Igi zmienił zdanie i nazwał dzieło "Kwiatek". Potem Kiciuś leci się wykąpać (woda w wannie czeka) i przystępuje do tworzenia kolejnego szybkiego dzieła.

...czasem go ponosi...

...wszelkie techniki malarskie dozwolone....


"Czy mógłbyś nie myć rąk w kawie?"

U nas też czasem jest śnieg.

Igul szafkowy

3 kwietnia 2013

Lizard - dalszy ciąg

Kojarzycie nową ulubioną umiejętność - LIZANIE?
Otóż wzmogło się ostatnio, bo Igi zwariował z radości, gdy zobaczył tę bajkę:


Igulinek doznał natchnienia i sam zaczął udawać jaszczurkę jak Humf: