29 stycznia 2013

A u nas, na Wyspie...

Prawie jak na Marsie, czyli nasza Wysepka.
Elektrownia geotermalna niedaleko Błękitnej Laguny.
Dla tych, dla których wygląda to zbyt apokaliptycznie dodam: to malownicza para wodna. :)

A jeśli chodzi o Błękitną Lagunę, to jeszcze tematyczny żarcik:

28 stycznia 2013

Ignacy Roku

Wzięłam udział w konkursie Blog Roku. Sama nie wiem, po co :) No dobra, wiem, materialistka ze mnie wychodzi, wycieczkę mogłabym dla Igulindy wygrać! O takiej nagrodzie chce się pomarzyć.
Ale gdyby ktoś odczuł palącą, wewnętrzną potrzebę zagłosowania moją pisaninę i wyrzucenia tym samym 1,23zł brutto w telekomunikacyją studnię bez dna, to będzie mi bardzo miło. Z jednego numeru telefonu można oddać głos tylko raz na dany blog, czyli można oddać wiele głosów na różne blogi.

Wiekopomne dokonania Igulca, zrzędliwość Matki jego i jej skrupulatność w wylewaniu żalów można zatem docenić poprzez uprzejme przesłanie głosu pod numer 7122. Treść smsa to nasz kod: A00565 (a zero zero pięć sześć pięć).


Dzięki!

Roześmiany Pyszczek i Zrzędliwe Gicze


26 stycznia 2013

Anna Maria

Tym razem sesja studyjna, której nie braliśmy na serio. 
Po prostu zabawa i śmiech z żywiołową modelką. 
Efekty tych kilku męczących, choć zabawnych godzin zmagań są takie:

25 stycznia 2013

O wyższosci kotów nad dziećmi... a może odwrotnie?

Wczorajszej nocy zrozumiałam, skąd mógł się wziąć pomysł trzymania Harry'ego Pottera w komórce pod schodami. Odkąd zaszliśmy w ciążę, zastanawialiśmy się, kiedy pożałujemy, że irytującego kota można wystawić za okno, a dziecka się nie powinno...
A było to tak: Igi ma wstrętny kaszel, dopadła go też gorączka, w związku z czym mamy wolne z przedszkola i jesteśmy blisko całą dobę. 
No i ta noc... Ja wszystko rozumiem, bóle, rozterki wieku dziecięcego, pragnienie, pragnienie bliskości, podwyższona temperatura... No jasne. Ale ilość żądań higieniczno-konsumpcyjnych mnie najzwyczajniej przerosła. Było zatem:
- mamo cem mleka (podziałki brak, ale duuużo, believe me)
- mamo cem wody (w sumie półtorej szklanki po kilka łyków naraz)
- mamo cem helbatki (haha, jasne, już siebie widzę, parzącą rozgrzewający napój w ciemnościach nocy, wychładzającą go i podającą dziecięciu!)
- mamo, weź mnie za lękę (ze sto razy, mniej więcej)
- mamo pytul mnie
- mamo pyklyj mnie kołdlą
- mamo cem siusiu
- mamo odwlóć do mnie (gdy próbowałam położyć się na, Ignasia zdaniem, nieodpowiednim boku)
A na dobicie zostawił mi najlepszy tekst, wypowiedziany o 4 rano, czyli:
- mamo, skończyłem spać! (skutecznie mu to wyperswadowałam i spał gad do 9, uff)

Wszystkie te prośbo-żądania, wypowiadane z ogromną częstotliwością, tonem najróżniejszym, od miłego, poprzez jękliwy, na wyciu z wiciem kończąc, doprowadziły mnie na skraj rozpaczy. Już z początku tej nocy czułam się jak zombie, wyrywana co kilka minut ze snu przez kolejne pomysły Ignasia. Ulubiona kombinacja, wycie z wiciem, załączona na dobicie mnie, spowodowała ponure myśli o tym, że nie mamy komórki pod schodami. Nie mamy nawet wolnej szuflady. I jakkolwiek wyrafinowane torturowanie mnie do ludzkich zachowań nie należy, to jeśli wystawię dwulatka z zapaleniem oskrzeli na mróz, sąd nie będzie mi przychylny.

Rankiem, walcząc z opadającymi powiekami i narastającą irytacją, przeprowadziłam pogadankę z Dziedzicem.

Dziś w nocy Igul obudził mnie dwa razy.
Ze snu wyrwał mnie dwukrotnie cichuteńki szept, gdy Igi, siedząc, delikatnie dotykał mnie dłonią i mantrował "mamo, poplosę wody".
W obu przypadkach budziłam się z wolna, nie wiedząc, gdzie jestem, co się dzieje oraz czy nadal śnię. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do wysokich, jazgotliwych dźwięków, połączonych np. z wymownym kuksańcem w oko.
Dwa dni temu wolałam koty. Nawet małe, w przytłaczającej ilości i mylące kapcie z kuwetą.
Teraz wróciłam już do siebie :-)



19 stycznia 2013

Z krainy chichów

Co robi nagi mężczyzna? Konkretnie, co robi nagi mężczyzna w wersji mini, wyłuskawszy się właśnie z ręcznika kąpielowego? Nie zawsze biegnie do macierzy swej, by pozwolić się ubrać w piżamkę w kotki. Czasem ma inne, mniej przyziemne plany... Mężczyzna w negliżu, plaskając stópkami, bieży w sobie znanym kierunku. Osiąga cel. Przysiada i... zaczyna dziergać.
- Co robisz Igi?
- Swetel na dlutach dla Lodliga*.
No i wszystko jasne. W ten prosty sposób straciłam początek robótki, ale zyskałam szczęśliwego Igunia, przekonanego, że umie robić na drutach ;-)

*What are you doing Igi?
A sweatel fol Lodligo.

Nasz przyjaciel, Rodrigo, to prawdziwy mistrz, jeśli chodzi o druty i szydełko! Nic dziwnego, że Igi jest zafascynowany nim i jego pasją :-) Blog Rodriga

17 stycznia 2013

Kontrowersyjny post letni, upstrzony zdjęciami

Pewnego letniego weekendu (co, że czapka, bluza i kurtka i niby nie widać, że lato? Niedowiarków zapewniam, że kalendarzowo była ta pora roku) postanowiliśmy wybrać się do drugiej co do wielkości metropolii na Wyspie. 
Jak powszechnie wiadomo, Igulinda jest wymarzonym towarzyszem podróży. Trudno powiedzieć, czy wynika to z cech osobniczych, czy z przyzwyczajeń - jeszcze za czasów warzywnych Igunio zapakowany kompaktowo w chustę spędzał całe dnie poza domem, blisko mnie lub swego Taty (Babu i Dziadek, o ile obecni, też brali w tym procederze czynny udział). Niezależnie od wieku wystarczyło wsadzić Kwiatuszka do samochodu i wywieźć w dal i dzicz lub do muzeum, czy restauracji, by spowodować jego rosnące zadowolenie. Zmieniające się otoczenie, nowi ludzie i nietypowa rutyna wpływały na niego kojąco.
Stąd też pomysł przemieszczenia sie o 400km na północ wydał się bardzo kuszący. Nocleg w namiocie w międzyczasie także nie odstraszał. Jedyne, co mnie nieco zastanawiało, to "co by było, gdyby" odpieluchowanemu Iguniowi zdarzyła się wpadka w śpiworze. Ale postanowilismy, że takie drobiazgi nie będą stały na przeszkodzie nowych doświadczeń i niesamowitych atrakcji.
To Igul sierpniowy, tradycyjnie nieczysty na obliczu:
Igul, który okazał się spać w namiocie równie mocno, jak we własnym łóżku. Który dostał pieluchę (jechali z nami znajomi z małym synkiem, którzy nas poratowali w tej sytuacji) i używał jej przez cały wyjazd. 
Namiotowanie na naszej chłodnej Wyspie kojarzy sie ze sportem ekstremalnym, ale byliśmy na nie dobrze przygotowani od ostatniego incydentu, kiedy to w środku lata poczuliśmy na własnej skórze, jak to jest spać w temperaturze lekko ujemnej. Tym razem było co prawda powyżej zera, ale nadal chłodno. Nie narzekaliśmy jednak, a Igi tym bardziej.
Dodam jeszcze, że Wieś tak się przejął naszą prośbą o informowaniu o siusiu, że udało mu się obsikać blisko pół Wyspy. Co kilkanaście minut prosił o postój, po czym zraszał podłoże dzięki naszemu nocnikowi turystycznemu. Rewelka, choć w pewnym momencie postoje, wypakowywanie dziecięcia i wystawianie nocnika stało się po prostu męczące. 
A to nasz cel, Duże Miasto. Największe Miasto plus miasteczka satelickie około 200 000 mieszkańców. Drugie co do wielkości też jest ogromne - 15 tysięcy duszyczek. Oto i ono:
Na Wyspie nie może zabraknąć wełnianego akcentu w najmniej spodziewanym miejscu, na przykład na latarni ulicznej.

14 stycznia 2013

Z krainy chichów

Czyli: Jak skutecznie opóźnić usypianie potomka?
1. Usypianie tradycyjne (w płynie plus bliskość i senna muza), zakończone umieszczeniem śniętego Kwiatka na łóżku
2. Skrzek, wrzask, kopanie - czasami zdarza się jako następstwo wybudzenia przy przekładaniu
3. Groźba utraty palca (podczas sprawdzania domniemanego wysypu piątek, gdyż dzieć wrzeszczy z palcem w paszczy)
4. Duża ekspresja skutkująca wizytą Taty ze szklanką wody (sądzę, że połowa wsi słyszała "Pyyytulić cę! Mleeeka cę! Wody cę!")
5. Bul, bul, bul
6. Decyzja o zaśnięciu w trójkę (choooć do nas mamo)
7. Trochę wyznań rodzcielskich (kocham cię z obu stron), odpowiedzi (kooochamcię) pytań (TK - a kogo, mamę czy tatę?) i odpowiedzi (mamę i kropelkę) (???)
8. sen w 5 sekund, objawiający się zwiotczeniem i posapywaniem
9. A potem dialog:
 - Śpi? - pytam, bo nie widzę, choć to co słyszę, wypada obiecująco.
- Śpi, ale jeszcze się upewnię - mówi Dumny Tato, po czym zwraca się do posapującego Dziedzica - Ipad, ipad. Chesz się pobawić ajpadem? Śpi, sama widzisz. O, szlag, otworzył oczy. Nie mam ajpada, pobawisz się jutro, teraz już śpij.
Ale Igi nie zasnął natychmiast, odczekał, aż minie mi atak rechotu rozdziawionego Kermita.

13 stycznia 2013

Kocia wysypka

Ostatecznie okazało się, że nasza kotka (pierwotnie zwana Kotem Pobocznym, ale szerzej o tym tu) nie jest wcale taka odpychająca. Dowód jest, a w zasadzie cztery. Są rozkoszne i rezydują w kartonie wysłanym kocykiem. I drą pyszczki, stąd pomysł zatytułowania posta "Kociokwik".
Kotka kilka miesięcy bez tablet nie zachodziła w ciążę, więc zastanawialiśmy się, czy jest aż tak nieatrakcyjna, waleczna, czy też może w okolicy brak jajecznych kocurów. W końcu znalazł się śmiałek, dzięki któremu pod choinką pojawiło się spore stadko uroczych bydlątek.
Igul wiedział, że Kotka wysypie się wkrótce, więc zwracaliśmy jeszcze większą uwagę, by nie był dla niej okrutny, tłumacząc, że ma w brzuchu kotki. 
Teraz Igi zapytany, co ma w brzuchu (nieważne, czy po obiedzie, czy przed defekacją), odpowiada, że kotki. Oczywiście.
Po powrocie z wypadu świątecznego zastaliśmy zatem gromadkę ciumkającą głośno mleko i radosną, chwalącą się zawartością kartonu kocicę. Ignaś wprowadził się natychmiast w stan absolutnego uniesienia, wyznał kociętom miłość, ucałował jednego szkraba, którego dostał na kolana, a następnie w ekstazie próbował sam wejść do kociego gniazda i umościć się w nim wśród ukochanych przyjaciół. Rozmiar pudełka na to nie pozwalał, więc kotka nie przeżyła szoku. W każdym razie nie z samego początku.
Bo jak wiadomo, co się odwlecze, to nie uciecze, i Igi nie raz zwijał się w kłębek na kocim posłaniu. Ale to już po etapie negacji występowania kociąt i po etapie lekkiej złości na występowanie kociąt.
Koty zaczęły właśnie trzeci tydzień swej egzystencji, eksplorują żwawo otoczenie na wygiętych łapkach, piszcząc niemiłosiernie - najwyraźniej nieustającym kwikiem informują swą mikroskopijną mamę, jaka jest ich aktualna pozycja na podłodze. Kotka terkocze, ćwierka, pomrukuje i wydaje cały szereg trudnych do sklasyfikowania dźwięków, przez co nasz dom jest zupełnie zdominowany przez koty i ich odgłosy.
Igi zajmuje się lokowaniem małych puchatków w coraz to nowych miejscach - a to sadza je sobie na kolanach, a to pozbywa się ich, bo "ostre" (rzeczywiście, koty mają jeszcze włączoną funkcję rzepa i przyszpilają się do obojętnie jakiego podłoża doskonale), wynosi z kartonu, wkłada z powrotem. Względnie - i to jest zdecydownaie ulubione zajęcie - nad poruszającym się niezdarnie kotem chodzi sam w pozycji pieska, na czterech kończynach i zaśmiewając się do rozpuku. No i teraz nie tylko lalek Michał jest karmiony przez rzeczonego piersią. Bo i koty dostąpiły tego zaszczytu. Obłędny widok :-) 
Obecność całej gromady kotów jest niezwykle pouczająca.
Igi ćwiczy empatię (nie odrywamy kota od matczynej piersi, sam byś tego nie lubił, czyż nie?), delikatność (nie rozczłonkowujemy kota, bo to bywa katastrofalne w skutkach), ostrożność (teraz niewielkie koty są wszędzie i trzeba się mocno starać, by ich nie rozdepnąć), cierpliwość (coby móc poczekać, aż mini kot skończy posiłek lub się obudzi). Dziś dowiedział się, że kota można trwale uszkodzić przez uduszenie (chwycił malca niefortunnie za szyję, aż kotkowi gałki oczne nieco się powiększyły, więc mieliśmy pogadankę).
Jako że kociątka są jeszcze zupełnie bezproblemowe, czekamy na dalszy rozwój wydarzeń :-)

Na zdjęciach brak tylko Kociego Wujka, który przeżywa lekkie załamanie nerwowe związane z zachwianiem pozycji i nagłym pojawieniem się gromady kumulującej uwagę wszystkich.

szpileczki



Imię robocze - Mleczak. Szokuje umaszczeniem.

Mała dziwaczka z rudym diamencikiem na czole

Czyszczenie, czyli rodzina w komplecie

Igi i jego aparat




12 stycznia 2013

Z krainy chichów

Igi siedzi u Taty na kolanach.
Igi (informacyjnie): O, bączek.
Tato (lekko sarkastycznie): Dziękuję!
Igi: Ależ proszę.

9 stycznia 2013

Czy jest tu ktos z Krakowa?

Szafing będzie! 
10 stycznia w krakowskiej Kuźni - czyli świetna 
inicjatywa wymiankowa
bardzo praktyczna i ekologiczna.
Odsyłam do linka: SZAFING

6 stycznia 2013

Oblizać choinkę

Igi padł, nakarmiwszy swą piersią lalka Michałka, ukojony do snu wystrzałami fajerwerków, zatem mogę przystąpić do realizacji planu.
To dziś będzie o przysysaniu się do choinki.
Złamałam swoją naczelną zasadę (wigilia w domu!) i przyjęłam zaproszenie na Święta. Ale choinka musiała być. I nie plastikowa, ale prawdziwa, bo religia zabrania mi używania choinek syntetycznych. Musi być duża, żywa, mocno pachnąca, tuż przed Świętami, a na koniec musi posypać się spektakularnie. Swoją drogą, jest ktoś, kto nie lubi choinek? TK mówi, że on należy do tej grupy. Nie rozumiem tego i stwierdzam, że nie ufam przeciwnikom choinek.
Przyparłam więc moją Bardziej Włochatą I Oficjalnie Przyznającą Się Do Niechęci Do Iglastych Drzewek Połowę do przytaszczenia iglaka, i to na kilka dni przed wigilią. Unieszczęśliwiłam go, czyniąc odpowiedzialnym za lampki. Które tradycyjnie się nie zapaliły, więc mełł biedak przekleństwa pod nosem, zmieniając żarówki - wiadomo, głośno nie wypada, progenitura ma włączoną funkcję nagrywania i odtwarzania... A potem przejęłam obowiązki. Widział ktos Monikę z "Przyjaciół" w przedświątecznej, choinkowej akcji? To o mnie jest :-) Igul burzył mi kompozycję na gałązkach, bo co ja powiesiłam, to on zdejmował i mknął ze zdobyczą jak najdalej. Na domiar złego piekarnik padł, więc pierników na choince nie powiesiłam, ale cukierki na nitkach - tak. Wśród niziołków zapanowało podniecenie. Koty poczęły pykanie łapkami dydnających przedmiotów, Igi zapragnął skonsumować wszystkie cukierki. Natychmiast.
Komitet rodzicielski w naprędce stworzył prawo mówiące o tym, że najmniejsi mieszkańcy naszego domostwa mogą zjeść wspólnie z innym domownikiem jedną czekoladkę dziennie. Samowolka zabroniona. Koty prawo olały, Igi był lekko zmieszany i niemal wył do cukierków. Chyba sytuacja go przerosła, bo zazwyczaj nawet gdy czekolada jest w zasięgu jego ręki, to wrzuca na luz i nie konsumuje jej bez superwizji i przyzwolenia.
I wariował, kuszony przez jadalne ozdoby, choinka pachniała, brokat z bombek zalegał we wszystkich kątach, pokrywając kocie kłaki świątecznym akcentem, a kotka przetaczała się po mieszkaniu, niczym ruda kolubrynka. Sielanka i sama słodycz, prawda?

Odkąd w domu pojawiła się choinka, nieważne było, kiedy się człowiek rozejrzał. Zastany obrazek był najczęściej ten sam: Igi krzątający się, zaaferowany jak kura przed zniesieniem jajka, w okolicach choinki, informujący, że chce "oglądać cukier", po czym "oglądający" cukierki łapkami - rozchylający papierki i skrobiący "cukier" pozurkiem, a później wysysający czekoladę z zabrudzonych paluszków. Gdybyśmy nie przypominali o umowie, następnym krokiem byłoby pewnie lizanie cukierków wprost na choince... Ach! Była jeszcze opcja inna, a mianowicie Igi zajmuje się czymś, po czym przypomina sobie o dobrach choinkowych, puszcza się kurcgalopkiem do drzewka (w jego mniemaniu pewnie szybciej od światła, niezauważalnie), zrywa cukierek i śmiga z nim w dal. Pomny umowy, nie zżera zdobyczy, tylko gmera palutkiem pod papierkiem, po długich debatach (bo on prziecież tylko "ogląda"!) odwiesza go z powrotem na choinkę. Następnie wyżywa się, ciskając bombką o podłogę.

Ale nie od dziś ma się koty. Tym samym dziękujemy komuś z kraju Astrid, że pomyślał, że w jego sklepie będą dostępne bombki przyjazne dla hodujących dzieci i podwładnych kotów.

3 stycznia 2013

Wracamy!

Czas wskrzesić trupa bloga (nowy rok, a jak smacznie zaczynam, prawda?) i powrócić do grafomańskich zwyczajów zanudzania szerszej publiczności tym, czym Igi aktualnie jest zafascynowany, a my razem z nim.

Będzie o przysysaniu się do choinki, modzie i urodzie w wersji mini chłopczyk oraz o tym, co babka może zrobić z młodym człowiekiem. O nadmiarze cukru i prawdziwej męskiej przyjaźni. Będzie o prezentach, inwazji krokodyli na pewnej małej wysepce oraz o cudownym rozmnożeniu kotów, w tym takiego o odcieniu wpadającym w fiolet. Będzie o "Egzorcyście" w wydaniu domowym, a także o fenomenie spania, czyli jak obudzić dziecko kliknięciem w spację, gdy nawet detonacje dwa metry dalej nie zakłócają jego snu. Będzie tutorial, jak nakarmić lalkę męską piersią i nieco o fryzie, czyli jak oszpecić własne dziecko.

A może i nie będzie... Zobaczymy, jaka jestem dobra we wskrzeszaniu trupów :-)

Szczęśliwego Nowego Roku i szybkiego pożegnania ze świątecznym sadełkiem!