Pewnego letniego weekendu (co, że czapka, bluza i kurtka i niby nie widać, że lato? Niedowiarków zapewniam, że kalendarzowo była ta pora roku) postanowiliśmy wybrać się do drugiej co do wielkości metropolii na Wyspie.
Jak powszechnie wiadomo, Igulinda jest wymarzonym towarzyszem podróży. Trudno powiedzieć, czy wynika to z cech osobniczych, czy z przyzwyczajeń - jeszcze za czasów warzywnych Igunio zapakowany kompaktowo w chustę spędzał całe dnie poza domem, blisko mnie lub swego Taty (Babu i Dziadek, o ile obecni, też brali w tym procederze czynny udział). Niezależnie od wieku wystarczyło wsadzić Kwiatuszka do samochodu i wywieźć w dal i dzicz lub do muzeum, czy restauracji, by spowodować jego rosnące zadowolenie. Zmieniające się otoczenie, nowi ludzie i nietypowa rutyna wpływały na niego kojąco.
Stąd też pomysł przemieszczenia sie o 400km na północ wydał się bardzo kuszący. Nocleg w namiocie w międzyczasie także nie odstraszał. Jedyne, co mnie nieco zastanawiało, to "co by było, gdyby" odpieluchowanemu Iguniowi zdarzyła się wpadka w śpiworze. Ale postanowilismy, że takie drobiazgi nie będą stały na przeszkodzie nowych doświadczeń i niesamowitych atrakcji.
To Igul sierpniowy, tradycyjnie nieczysty na obliczu:
Igul, który okazał się spać w namiocie równie mocno, jak we własnym łóżku. Który dostał pieluchę (jechali z nami znajomi z małym synkiem, którzy nas poratowali w tej sytuacji) i używał jej przez cały wyjazd.
Namiotowanie na naszej chłodnej Wyspie kojarzy sie ze sportem ekstremalnym, ale byliśmy na nie dobrze przygotowani od ostatniego incydentu, kiedy to w środku lata poczuliśmy na własnej skórze, jak to jest spać w temperaturze lekko ujemnej. Tym razem było co prawda powyżej zera, ale nadal chłodno. Nie narzekaliśmy jednak, a Igi tym bardziej.
Dodam jeszcze, że Wieś tak się przejął naszą prośbą o informowaniu o siusiu, że udało mu się obsikać blisko pół Wyspy. Co kilkanaście minut prosił o postój, po czym zraszał podłoże dzięki naszemu nocnikowi turystycznemu. Rewelka, choć w pewnym momencie postoje, wypakowywanie dziecięcia i wystawianie nocnika stało się po prostu męczące.
A to nasz cel, Duże Miasto. Największe Miasto plus miasteczka satelickie około 200 000 mieszkańców. Drugie co do wielkości też jest ogromne - 15 tysięcy duszyczek. Oto i ono:
Na Wyspie nie może zabraknąć wełnianego akcentu w najmniej spodziewanym miejscu, na przykład na latarni ulicznej.Znalazłam dowód, że to lato! Trampki! I brak rękawiczek! Są na sali jeszcze jakieś niedowiarki? ;-)
Iguś w drodze na... no właśnie! Do Drugiego Pod Względem Wielkości Miasta pojechaliśmy z okazji kolejnego etapu Formuły Offroad, a pisałam o tym TU. Igi pokochał ten dziwaczny skandynawski sport wywołujący moje lekkie przerażenie. Co chwilę coś się pali, ktoś spada i strzaskuje samochód, koziołkuje, hałas, piach zgrzyta w zębach, mnie mrozi krew w żyłach, a Igi kwiczy z wielkiej miłości do koparek ratujących auta.
Po drodze na miejsce wyścigów szczególnie spodobały się Ignasiowi Pa! Chołki. Każdy mijany był odnotowywany i żegnany tymi właśnie słowy - "Pa! Chołek!" To była naprawdę dłuuuga droga... żaden pachołek nie mógł czuć się pominięty.
Igi w skarpetkach na rękach |
I... zaczęła się ostra jazda.
Z początku wyścigu publiczności było mało. Z czasem zrobiło się tak tłoczno, że trudno się siedziało. Przenikliwe zimno przerodziło się w ciągu dwóch godzin w upał, więc Igi biegał w majtkach, ja zazdrościłam Ignasiowi wieku i tego, że nie miałam na sobie zupełnie przypadkiem stroju kąpielowego. Z minusów, to wysoka temperatura sprawiła, że wszystkie okoliczne pająki skrzyknęły się i zwartą armią ruszyły dokładnie w nasz skraweczek trawy i poczęły hasać jak opętane.
Nasza ekipa namiotowa na wystającym cypelku |
A teraz relacja z wyścigów:
ja cykor jestem, nie wiem czy bym dala rade z maluchem pod namiotem, chyle czola:))
OdpowiedzUsuńzdjecia ...boskie:)
Ja nie lubię spać pod namiotem. Ale dla dziecka atrakcja jak nie wiem
Usuń:)
O prawda atrakcja niesamowita. ja za dzieciaka w ogrodzie rozbijałam namiot i tam nocowałam. No dobra już takim nastoletnim dzieckiem byłam:P
UsuńMy z przyjaciółką pomieszkiwałyśmy w przyczepie kempingowej. Namioty mnie nigdy szczególnie nie kręciły ;)
Usuńpodziwiam Was, ale będziecie mieli malucha zahartowanego. Ja jednak nie znoszę takich klimatów, zimno, namiot to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńTu się inaczej na to patrzy. Wszystko zalezy od przygotowania. Rodziny z malymi dziecmi podgrzewaja namioty, ja wsadzilam igiego w dwa spiwory. Choc było chłodno, nam było nawet trochę za gorąco... :)
UsuńNamiot ok - nawet bardzo ok:) wypady poza dom ok, choc u nas z powodow finansowych srednio mozliwe. Ale ta temperatura latem...brrryyy, no dobra to jeszcze zniose, ale zmasowany atak pajakow? Po moim trupie. Histeria w jaka bym wpadla i dziki taniec przypominajacy sama nie wiem co w celu pozbycia sie osmionogow z wlasnego ciala i jego okolic bylby wieksza atrakcja niz te samochody skad inad bardzo atrakcyjne.
OdpowiedzUsuńZ checia poszlabym na taki rajd:)
Finanse rozumiem, choć to żadna przeszkoda. A znajomi? A namiot? A schroniska? Do couch surfingu jestescie zapisani?
UsuńTemperatura latem jest kapryśna. Zle buty i kurtka i kiepski humor murowany. Za to odpowiednie ciuchy = skrzydła, bo żadna pogoda niestraszna.
Pająków, obiektywnie patrząc, dużo nie było. Ale z moją arachnofobią...
NO właśnie ta arachnofobia....
UsuńCo do wypadów, jak policzysz ceny pola namiotowego, campingu czy czegokolwiek innego, plus często opłaty klimatyczne, plus paliwo (drogie jak diabli) to w naszym przypadku na razie naprawdę poza zasięgiem:/
Pociągi są bardziej atrakcyjne dla dziecka i wygodne. I wybierałabym rodzinę, znajomych lub wspomniany couchsurfing - nawet tam ludzie czasem godzą się na przyjęcie dzieciatych :) :)
UsuńCiężko mnie przekonać, co? ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAAAA!
OdpowiedzUsuńCudownie! Jak ja lubię takie zwariowane rodzinki! :)
No staramy się, hi hi :)
UsuńMuszę pokazać te zdjęcia małżowi, podejrzewam, że będzie równie zafascynowany co Igi :))))
OdpowiedzUsuńA namiotowe biwakowanie uwielbiam- ostatnio nie wyobrażam sobie spędzania wakacji w inny sposób. Tylko u Was....TA temperatura! Brrryyy!
Ale tak ogólnie to ślicznie macie na Wyspie, zawsze kojarzyła mi się z dziewiczymi terenami, pełnymi jezior i ryb, lodowcami.. i tylko z jednym miastem ;) A patrząc na zdjęcia z miasteczka mam wrażenie, jakbyś je robiła np w Norwegii :)
Mity o temperaturze obalałam w poprzednich komentarzach ;) w drugim poście jest też dobrze obrazujący imprezę film, ulubiony igiego.
UsuńMiasteczko to trochę taka kudowa ;)
Pięknie. Nasz też wyprawa pod namiot kusi.
OdpowiedzUsuńIgi przyjął namiot lepiej, niż ja, ale on wszystko dobrze przyjmuje :D
UsuńAleż metropolia! 200 tyś powiadasz ... Swoją drogą wszelkie podróże małe i duże kształcą. Mój tez uwielbia być ciągany po miejscach, restauracjach, muzeach i wszędzie gdzie nas poniesie ;)
OdpowiedzUsuńmiasto-gigant, prawda? ;)
UsuńIgul cieszy się z każdej "wyprawy" - nawet do biblioteki - ale ja też taka jestem. byleby się dokądś ruszyć :) wreszcie mam kompana!
Pa Chołek powalił mnie na kolana:)
OdpowiedzUsuńżałowałam, że tego nie nagrałam :)
UsuńO rany , mój Potwór posikałby się ze szczęścia widząc te auta!
OdpowiedzUsuńnasz na szczęście tego nie zrobił, choć ekstaza była wielka :)
Usuńłoo ostre foty! Jerzowi też by się auta spodobały. No patrz, a ja miałam problem, żeby spać pod namiotem w naszym klimacie. szacun, szacun!
OdpowiedzUsuńps masz mój głos!
ujdą, nie?
Usuńe tam szacun ;) trza się przemóc i już. jak pisałam, NIE ZNOSZĘ spania w namiocie, ale to jest taka niesamowita atrakcja, że co tam, zaryzykowałam przewracanie się z boku na bok, a Igi miał radochę. chyba, że piszesz wyłącznie o zimnie. a przed tym można się uchronić bardzo łatwo :)