Jeśli wierzyć popularnej maksymie, to Ignaś jest... BURAKIEM. Z czekoladowymi odnóżami, zapewne. To, co działo się podczas wigilijnych przygotowań, przechodzi ludzkie pojęcie ;-)
Można było zaobserwować Ignasia biegającego w podnieceniu, gdy kroiliśmy buraki na zakwas. W ekstazie obserwował, jak gotuje się barszcz. Ogólnie rzecz biorąc, w przedświątecznym szale Igi oblizywał surowe, brudne buraki, potem usiłował nadgryźć te już obrane. Niestety jego pyszczek jest szyty na miarę pomidorka koktajlowego, więc by się Ziutek nie frustrował, pokroiłam mu surowe warzywo i wyłożyłam na talerzyk. Młody, zajęty zabawą, podbiegał do talerzyka, jakby leżała tam co najmniej tabliczka czekolady.
Ugotowałam ogromniasty gar barszczu na zakwasie. Dobrze, że tak dużo, bo Igi mógłby pić go w nieograniczonych ilościach i niezależnie od pory dnia i nocy.
A wczoraj zabrałam się za resztki (jako że zakładałam porażkę z tym barszczem, to w lodówce buraków było tyle, żeby pułk wojska zupą napoić.) Młody na widok buraczanych kul wyraźnie się ożywił, ale trzymał w ryzach z lizaniem i podgryzaniem. Pofolgował sobie dopiero, gdy starte buraki znalazły się w misce. Zanurzył wtedy łapkę w mazi i zaczął ucztę. Widok umazanego buraczaną posoką pyszczka z różowymi ząbkami - niezapomniany.
Ugotowałam ogromniasty gar barszczu na zakwasie. Dobrze, że tak dużo, bo Igi mógłby pić go w nieograniczonych ilościach i niezależnie od pory dnia i nocy.
A wczoraj zabrałam się za resztki (jako że zakładałam porażkę z tym barszczem, to w lodówce buraków było tyle, żeby pułk wojska zupą napoić.) Młody na widok buraczanych kul wyraźnie się ożywił, ale trzymał w ryzach z lizaniem i podgryzaniem. Pofolgował sobie dopiero, gdy starte buraki znalazły się w misce. Zanurzył wtedy łapkę w mazi i zaczął ucztę. Widok umazanego buraczaną posoką pyszczka z różowymi ząbkami - niezapomniany.