31 grudnia 2013

Ignaś jest tym, co je

Jeśli wierzyć popularnej maksymie, to Ignaś jest... BURAKIEM. Z czekoladowymi odnóżami, zapewne. To, co działo się podczas wigilijnych przygotowań, przechodzi ludzkie pojęcie ;-)

Można było zaobserwować Ignasia biegającego w podnieceniu, gdy kroiliśmy buraki na zakwas. W ekstazie obserwował, jak gotuje się barszcz. Ogólnie rzecz biorąc, w przedświątecznym szale Igi oblizywał surowe, brudne buraki, potem usiłował nadgryźć te już obrane. Niestety jego pyszczek jest szyty na miarę pomidorka koktajlowego, więc by się Ziutek nie frustrował, pokroiłam mu surowe warzywo i wyłożyłam na talerzyk. Młody, zajęty zabawą, podbiegał do talerzyka, jakby leżała tam co najmniej tabliczka czekolady.

Ugotowałam ogromniasty gar barszczu na zakwasie. Dobrze, że tak dużo, bo Igi mógłby pić go w nieograniczonych ilościach i niezależnie od pory dnia i nocy.

A wczoraj zabrałam się za resztki (jako że zakładałam porażkę z tym barszczem, to w lodówce buraków było tyle, żeby pułk wojska zupą napoić.) Młody na widok buraczanych kul wyraźnie się ożywił, ale trzymał w ryzach z lizaniem i podgryzaniem. Pofolgował sobie dopiero, gdy starte buraki znalazły się w misce. Zanurzył wtedy łapkę w mazi i zaczął ucztę. Widok umazanego buraczaną posoką pyszczka z różowymi ząbkami - niezapomniany.

9 komentarzy:

  1. Eeee, bez zdjęć? ;-)

    Zawsze twierdziłam, że nasze chłopaki odnalazłyby w sobie bratnie dusze. Kilka miesięcy temu napisałam krótki post pt.: "Jesteś tym co jesz" - jeżeli dobrze pamiętam, że to był tytuł a nie tylko podtytuł. W każdym razie Pierworodny był wtedy szpinakiem. Od dłuższego już czasu, odkąd poznał boski smak buraka, potradi je zjadać w zastraszających ilościach. Moja mama zaopatruje nas w słoiki z tartymi buraczkami jako przystawką do obiadu. Niekontrolowany Pierworodny mógłby zjeść takie buraczki razem ze słoikiem i nakrętką.
    A na wigilii odkrył smak czerwonego barszczu. Nie było w Święta posiłku, którego nie rozpoczął miseczką barszczu a następnie dokładką barszczu :-) Właśnie nastawiam kolejny gar. Dziecku dałam do chrupania tylko kawałek surowej marchewki a kest już cały pomarańczowy. Z burakiem nie zaryzykuję ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kiedy czytałam Twojego bloga namiętnie od pierwszego wpisu, miałam podobne wrażenie.
      Igi buraczków z opakowaniem nie zjada, chyba że jako opakowanie można liczyć brudną skórkę na surowym warzywie, tak czy owak dla mnie to hardkor ;)

      Z barszczem u nas taka sama historia! Muszę częsciej gotować. Tylko że dla mnie barszcz = własnoręcznie ulepione pierogi z grzybów, ale koniecznie polskich, bo tutejsze mi nie podchodzą. szkoda, jest ich w bród.

      Usuń
    2. Młody jeszcze nie docenia smaku pierogów. Wszystkie, które zostały ze świąt w zamrażalniku mamy dla siebie :) A z powodu naszej diety bezjajecznej nie robiłam uszek. Pewnie znalazłby się jakiś odpowiedni przepis dla nas, ale przecież nie powiem, że nie ulepiłam uszek z lenistwa ;-) A właśnie z lenistwa podałam w tym roku barszcz i grzybową z makaronem typu łazanki. Tak nam zasmakowało, że teraz barszczyk wciąż z makaronem podjadamy.

      Mogłabyś zapodać przepis na Twój barszcz. Zaintrygował mnie ten zakwas. Kiedyś próbowałam zrobić na Wielkanoc żurek na zakwasie. Po dwóch spleśniałych brejach powiedziałam sobie "Nigdy więcej żadnych zakwasów! - żurek robię z paczki". Ale gdybym miała jakąś sprawdzoną recepturę, pokusiłabym się o jeszcze jedną próbę.

      Usuń
    3. z mojego doświadzcenia wynika, że to całkiem ok, pleśń sie zbiera i jedzie z zakwasem dalej. nawet Gesslerowa pisze, żeby pleśni się pozbyć i pić na zdrowie.
      mnie spleśniał i to wcześniej niż w przepisie było przewidziane, miałam opory, surfowaliśmy zatem opboje zapamiętale. no i wyszło, żeby jednak robić barszcz. pierwszego dnia byłam rozczarowana, drugiego nieco lepiej, a 3 marzyłam, by nigdy się nie skończył. z uszkami był wprost boski!

      Usuń
  2. Hehehehehehe, rozwaliłaś mnie tym burakiem:D Muszę coś w buraka zrobić, bo jakoś tak mi nie po drodze z burakami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Mój był ogórkiem dopóki nie ugotowałam barszczu na święta :) Do śniadania i kolacji ogórek świeży w niewyobrażalnych ilościach. Na obiad i smutki nie ma to jak kiszony ;-)

      Usuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!