30 maja 2013

Przedszkole za granicą

Jeśli ktoś ma ochotę poczytać o naszej zagranicznej drodze przedszkolnej - czyli od psychiatryka do bardzo słodkiego miejsca, zapraszam do czytania na blogu Olgi, mój jest ostatnim z  serii artykułów o wczesnej edukacji dzieciaczków poza granicami naszego kraju.



27 maja 2013

Złość

Tym razem będzie, w przeciwieństwie do posta "Tłuc i patrzeć, czy równo puchnie", o złości z drugiej strony barykady, a mianowicie rodzicielskiej, mojej własnej, subiektywnej i o moich własnych sposobach na radzenie sobie z nią.
Tajemnicą nie jest, że Igunio używa swoich strun głosowych nadzwyczaj często i wydaje z siebie dźwięki jękliwe, żężace, wrzaskliwe, skrzeczące, piskliwe i jazgotliwe... Każda okazja jest dobra. Dziewczynka w przedszkolu dotyka stopą mojej nogi? Igi chciałby mieć założone skarpety, ale ogrania go zwykła niemoc i ręce odmawiaja posłuszeństwa? Chce na kanapce "żółte" masło, a nie orzechowe? Reakcją jest oczywiście płacz.
No i najkochańsze nasze awantury z wyciem i wiciem. Klasyka gatunku. Kogo tantrumki osób dwuletnich nie doprowadzają do szału, palec pod budkę! Ja się do świętych nie zaliczam. Jestem bardzo cierpliwa, ale nie jeśli chodzi o Ignasia. Kiedy nadchodzi afera, nie pomaga mi liczenie do 3 ani do 10. Ani wdechy. Nawet odejście na chwilę nie działa tak, jakbym tego chciała. 
Ogarniają mnie emocje baaaardzo negatywne, które po prostu wybuchają bez ostrzeżenia. Nie lubię krzyków, ale podnoszę głos. I szukam rozwiązania - chciałabym być spokojniejsza, bardziej cierpliwa, chciałabym też mniej skupiać się na sobie, by móc efektywnie pomóc Ignasiowi. 
Nad czym szczególnie nie muszę pracować (ale do czego ostatnio dość mocno straciłam wenę) to:
- nazwać emocję dziecka
- spokojnie przy nim być w trudnych chwilach
- powiedzieć mu "Mów do mnie słowami".
Poza tym istotne jest, by:
- skupić się na pomocy młodzieży w płaczu, a nie na strachu przed własną potencjalnie negatywną reakcją
- wzmacniać uwagę, gdy zachowanie jest "pożądane*", a w razie afery zachować stoicki, nawet udawany spokój (by nie wzmacniać tantrum, bo nie ma to dla rozwrzeszczanego dwulatka, jak ponakręcać go jeszcze bardziej własnym krzykiem lub niedajboże karą), przeczekać najgorsze chwile (Igi nie daje się utulić, można zapomnieć o odwróceniu uwagi), a gdy puszczają nerwy, odseparować się na chwilę
- a na koniec zdanie, które zaczyna naprowadzać moje rodzicielstwo na dobre tory, a mianowicie "Nawet jeśli będziesz płakał, (tu wstawić dowolnie co trzeba, np. pojedziemy do przedszkola, nie dostaniesz czekolady itp.)
W moim odczuciu to zdanie wprowadziło nową jakość w naszym domu. Wypowiedziane oczywiście bez złości i nie z chęci odwetu, na spokojnie - po prostu informuje Ignasia, co się będzie działo. Mnie pozwala na zachowanie spokoju, jemu - na jego zyskanie. Bo pewność rodzica daje niesamowite oparcie dziecku. Dzięki temu zdaniu daję sobie pozwolenie na podjęcie decyzji bez wyrzutów sumienia, że robię coś mimo płaczu Ignasia. Przedtem wyglądało to o tyle inaczej, że nie ulegałam, szłam do pracy, ale miotałam się między chęcią uspokojenia Igiego a złością, że znowu się spóźnię. Zdanie to pomaga też Ignasiowi. Bo daję mu przyzwolenie na przeżywanie jego emocji, co bardzo mnie cieszy. I dlatego, że to zdanie powoduje, że najczęściej przestaje płakać. Decyzja została podjęta - dotąd miotaliśmy się oboje, teraz nie ma po co i nagle okazuje się, że w banalny sposób pomagam mu tym zdaniem na wyjście z zapętlenia pt. "Chcę mieć na sobie buty, ale ich nie założę" itp.

To nie jest historia z happy endem.
Nadal są aż za częste momenty, gdy w oczach mam mord.
Coś czuję, że to jeszcze trochę potrwa. Oby niezbyt długo...

* wiem, że zajeżdża to mocno klasyfikacją "grzeczny-niegrzeczny", czyli absurdem, ale w praktyce wygląda to tak, że np. gdy tylko zauważymy, że Igi zrobił coś samodzielnie, szczególnie po walce oznajmianej skowytem mówimy z ogromnym entuzjazmem: "Dałeś radę zupełnie sam!"

14 maja 2013

Słońca zachody

Nocnych polowań z aparatem ciąg dalszy.


Wkrótce żegnamy się z oceanem.
Trzeba więc korzystać z fotograficznych okazji.
Niedługo również powitamy u siebi Anjami z Hanuszką, okaże się zatem, co będzie z naszych planów wyswatania Ignasia i Hanki :-)

Gary ;-)

Interesujący link: TRUJĄCE NACZYNIA

I jeszcze w temacie jedzeniowym dla fanów "zdrowych serków owocowych": SMIECI DLA DZIECI

12 maja 2013

Koniec nocy

Wczoraj ocknęłam się po pierwszej w nocy, obudzona z serialowego letargu przez trzask otwieranych drzwi. Moja druga połowa wróciła z polowania fotograficznego. Nie zauważyłam, że zrobiło się aż tak późno. Byłam przekonana, że jest koło 23, bo na dworze nadal jasno. Zachód słonca jest chwilowo o 22:20, co oczywiście nie oznacza całkowietego zmroku po północy. 

O 4:35 otworzyłam zapuchnięte oczy, zupełnie nieprzygotowane na słońce buszujące w sypialni. Wzięłam się do kupy, by stwierdzić, że powodem mojego obudzenia są rześkie kopniaki serwowane mi z dużą częstotliwością w plecy. Wiecie przez kogo. Powstrzymałam się heroicznie przez chwyceniem winowajcy za szmaty (śpioszek w pieski z Tesco) i wyrzuceniem z impetem z łóżka. Wstałam za to sama, chlapnęłam sobie kranówy, żeby odreagować złość i spuściłam rolety.

A oto efekty nocnej sesji:


Cudnie przezroczysta woda:

Jak Wam się podoba?
Miłej niedzieli!

11 maja 2013

Buły na zakwasie

Nie zdradzałam sie dotąd z moją miłością do zakwasu. Z kolei Igi kocha buły, dlatego też łączymy czasem kilka pasji - babrania się, zjadania surowego ciasta, maziania olejem i pieczenia.
Przepis z Pracowni Wypieków.





 Smacznego!

9 maja 2013

Powody płaczu mojego dziecka


  • Bo chciał zjeść chleb z miodem i dostał chleb z miodem.
  • Bo tato powiedział, że idą razem naprawiać samochód, po czym stwierdził, że zrobi to po obiedzie. Igi wyje z tęsknoty za rodzicem, który jest tuż obok.
  • Bo tato naprawdę wyszedł.
  • Bo mama wyszła.
  • Bo zobaczył książkę "Zwierzaki dziwaki" i chciał obejrzeć ilustrację, gdzie jakieś zwierzę "kyczało". 89 stron, z rykiem kartkujemy w poszukiwaniu "gdzie kyczy", by w końcu znaleźć ptaka z otwartym dziobem w tekście o leniwcu. Na początku książki. Bo druga tura przewracania kartek musiała być.
  • Bo kot powąchał mu kanapkę (z miodem).
  • Bo się do niego uśmiechnęłam (ale on uznał, że moment był nieodpowiedzni, zwrócił mi uwagę "Mamo, nie śmiesz" i na wszelki wypadek się rozryczał dla wzmocnienia komunikatu).
  • Bo boi się kupy.
  • Bo boi się siku, w końcu nieco powiązanego z kupą.
  • Bo boi się bąka przepowiadającego straszną kupę. (No dobra, te podpunkty nie są śmieszne, wiem.)
  • Bo boi się niewidzialnej świnki - świnki ostatnio najczęściej nachodzą go w kąpieli. Procedura wymaga wyłowienia świnki i wypuszczenia jej przez okno na wolność. Moja wiariacja to chichotanie do świnki i łaskotanie jej, żeby Igul przestał się jej bać.
  • Boi się krokodyla. W większości krokodyle są niewidzialne, ale jeden rysunkowy w "Humfie" też go przeraża. Proces pozbywania się podobny do świnkowego, przy czym Ignasiowy Tati niewidzialne zwierzęta pożera jednym kłapnięciem włochatej paszczy. Ja uważam, że to niehumanitarne.
  • Bo chce się "pytulić" - z milion razy dziennie.
  • Bo chce spędzić najbliższy miesiąc w o wiele za dużych butach ze Spajdermenem (yuck!)
  • Bo uderzył/ugryzł/uszczypnął/skrzywdził jakoś rodzica, którego to zabolało. Więc wybucha kosmicznym rykiem. To chyba w geście obrony, bo przecież smagamy go batem gdzie popadnie i z byle powodu ;-)
  • Bo chce się "pytulić" do rodzica siedzącego w toalecie, który "pytulenia" odmawia.
  • Bo chce iść na basen, gdy basen jest zamknięty.
  • Bo chce jeść. TERAZ. NATYCHMIAST. W TEJ CHWILI.
  • Bo nie może zdjąć bluzy, czuje się uwięziony, więc protestuje łzawym wrzaskiem.
  • Bo pyta radośnie, patrząc czule na iPada: "Czy on jest off limits?" i płacze po odpowiedzi twierdzącej.
  • Bo każe sobie zaśpiewać piosenkę o kotku i nie mogę zgadnąć, o jaki utwór chodzi. Płacz na szczęście przechodzi, gdy trafiam w życzenie wiedziona nuceniem dzieciątka (Soft kitty, warm kitty... Kto ogląda "Big Bang Theory", ten doceni wybór) :-)
  • Bo muzyka jest za głośna.
  • Bo Tatul wierci wiertarką.
  • Bo się obudził, słońce świeci, ptaki ćwierkają...
  • Bo ktoś chce go rozebrać z brudnych ciuchów.
  • Bo każe mu się myć zęby.
  • Bo śmiem zabrać mu komórkę, gdy kasuje mi programy, zmienia ustawienia i ściąga rzeczy z internetu (nie zakładam, że inaczej niż przypadkiem).
  • Bo jego ukochana fioletowa łyżeczka, z którą często jeździ do przedszkola (nie pytajcie...) jest w zmywarce.
  • Bo "Jest zdrowe!". "Zdrowe" jest zlokalizowane w buzi, z boku, nie zawsze tego samego i za diabła nie możemy się domyslić, o co chodzi.
  • Bo zadaje mi pytanie "Widzisz to?", gdy kieruję samochodem, a ja, głupia, mówię, że nie widzę, bo nie mogę się odwrócić. Ale już poszłam po rozum do głowy i mówię: "Widzę, ale świetne!"
  • Bo każe mi coś podać, zapiąć, poprawić, gdy kieruję autem. Sytuacja lekko bez wyjścia, tym bardziej, że te życiowe problemy spotykają go najczęściej podczas każdej przejażdżki.

7 maja 2013

Z krainy chichów

Uprzejmy
Ja: Igi, czy możesz zamknąć drzwi?
Ignaś: Nie, dziękuję.

Sprowadzający do pionu
Igi: Mamo, mogę czekolady?
Ja: Nie, czekoladę jemy tylko w sobotę.
Igi: Tato, mogę czekolady?
Ja (zaskoczona): Ignaś, właśnie powiedziałam ci, że nie można dziś jeść czekola...
Igi: Rozmawiam z tatą!

A poniżej Igi świętuje. Sobota. Nutella.


Zdjęcia: Monika Magdalena Edwardstóttir