8 września 2012

Uczelnia

Dzień I
Igi radośnie idzie "bawić się z dziećmi", ale pozytywne emocje opadają już w przedszkolu. Spotykam koleżankę ze studiów i jednocześnie mamę dziewczynki, która nie tylko była razem z Igim u naszej Niani-Wyspiarki. Malutka była również przez me dziecię wyraźnie adorowana, całowana oraz (hihi) karmiona. Gdy odchodzę podyskutować z Ważną Panią w naszej grupie, Igi zaczyna wyć. Miły Przedszkolanek (no bo jak? Pan przedszkolanka?!) koi empatycznie Ignasiowe rozterki. Wynik mierzony w czasie ma lepszy niż ja (choć piersi nie ma, więc myślałam, że wygram w sposobie kojenia rozterek...).  Ważna Pani w grupie mówi łagodnie, spokojnie, w tubylczym narzeczu (za moją zgodą). Wychodzę uspokojona miłym tembrem głosu oraz wewnętrznym przekonaniem, że skoro zakumałam całą rozmowę, mogę przenosić góry na Wyspie :) oraz ucieszona tym, że Igi będzie powierzony opiece tej osoby.

W moje objęcia wprost z objęć Miłego Przedszkolanka wpada lekko zasmarkane dziecię i dysponuje powrót do domu. Right now, mamoooo...

Igi polubił rodzynki. Rodzynki daje się tu dzieciom przedszkolnym jako słodycze. Przyjął. I one się przyjęły, bo nie wypluł. Po wyjściu zrobił mi małą awanturkę, że nie mam zapasu rodzynkowego w aucie.
Dzieci na Uczelni nie są przypisane do swej małej grupki i zawiadującego nią nauczyciela. Same wybierają sobie spośród wychowawców tego ulubionego, z którym czują się najbezpieczniej i po prostu z nim są.

3:0 dla Uczelni

Dzień II
Na wieść o pójściu do dzieci Igi reaguje pozytywnie. W przedszkolu nie jest źle, ale Igi nie oddala się ode mnie na więcej niż metr. Zagaduje do dzieci i wychowawców, prosi o rodzynki. Tymi rodzynkami chyba przedszkole ujęło go najbardziej. Nawet jego francuska narzeczona wzbudza mniej zainetresowania, niż ta słodka przekąska. Po godzinie Igunio zostaje na Uczelni beze mnie, jadę pozałatwiać istotne sprawy. Żegna mnie straszliwe wycie Kwiatka.
Wita - uśmiechnięty Zdzisinek z krokodylą łzą na brązowym policzku, usadowiony wygodnie na rękach u jednej z nauczycielek.
Zapasowe ciuchy nienaruszone, wpadki ubikacyjnej nie było. Igi spędził całe przedpołudnie na dworze na babraniu się w piachu. Żegnaliśmy się szczególnie wylewnie z dziewczynką z glutem do pasa, która czuje wyraźną miętę do nas obojga, Igi też ją lubi. Jeszcze chwila i sam będzie wlókł zielone gluty po ziemi - nowe znajomości zobowiązują do wdziania uniformu studenta w postaci glutozy.
5:1 dla Uczelni (za to, że babki kazały mi wyjść w moim odczuciu za szybko)

Dzień III
Kiepski dzień dla Igunia. Nie chciał dać się na chwilę zostawić, nie chciał się nawet rozebrać. Powiedział, że siusiu, ale postanowił nie usiąść jednak na toalecie, więc chwilę później - wypadek. Gdy załatwiałam formalności w biurze, słyszałam jego rozpaczliwy płacz z dworu. Potem wyszłam "na miasto", jak mi przykazano. Igi powitał mnie znad talerza, uśmiechem i radosnym kwikiem. Zjadł jeszcze trochę z moją asystą, by przerwać, przytulić się mocno i powiedzieć "Kocham cię, mamo" - aaaaaa :-)
Był aktywnie pocieszany, z wychowawcami żegna się radośnie.
Dzień spędzony w kapeltutku od Ambiguity. Chciał być w nim i koniec. No ale jasna sprawa - to świetny kapelutek!
Menu uczelniane to organic wege. Dzieci spędzają mnóstwo czasu na dworze, niezależnie od pogody. Mają dużo uwagi od nauczycieli, przytulania, czułości, ale w zabawie obowiązuje zasada "free play", czyli mogą dziczeć, ile dusza zapragnie, byleby było bezpiecznie. Zabawki naturalne, kamyki, patyki, tkaniny, piórka itp.   Wiadomo, Steiner.
7:1 dla Uczelni

Dzień IV
Środa to było nic w porównaniu z czwartkiem. Mały pikuś na skali niezadowolenia. Czwartek był skowyczący i nieszczęśliwy. Dostałam telefon z Uczelni, by Kwiatka lepiej już zabrać (punkt dla nich), ale w obliczu zgotowanego mi koszmaru przez cały dzień, zaczęłam się poważnie zastanawiać. Czy Igi nie został jednak oddany pod opiekę uczelnianą zbyt wcześnie? Czy nie opuszczam go na zbyt długo? Czy zmiany nie są zbyt gwałtowne? Rozmyślałam o tym, wycierając kolejne kałuże z podłogi i wstawiając kolejne prania przy wtórze nieukojonego, dziecięcego ryku. TK również się waha.
Gdy omawiałam wstępny plan gry z wychowawcą na dziecięcym wybiegu uczelnianym, Igi zsiusiał się na stojąco.
Nie wiem, jak punktować, wahamy się. 

Dzień V
Plan od rana: porozmawiać z wychowawcami, ustalić wyjście najlepsze dla Ziutka. Dzień rozpoczyna się raczej przyjemnie, choć jeszcze przy furtce słyszę rozdzierający mi serce skowyt. Umawiamy się z dziewczyną przejmującą ode mnie wijącego się Kwiatuszka, że jakby co - telefon. 
Telefon milczał, przyjechałam o czasie - Igi wyszczerzył do mnie swe śnieżnobiałe ząbki znad kawałka wegetariańskiej pizzy na ciemnym spodzie, po czym zaczął się tulić i kazał próbować jedzonko, które chwilę wcześniej podnosiłam z podłogi. Ucięłam sobie pogawędkę z przemiłymi wychowawcami, którzy między innymi poinformowali mnie, że dziś a wczoraj to niebo i ziemia. Dowiedziałam się też, jakie nowe słowa w tubylczym narzeczu moje chłonne jak gąbka dziecię już opanowało. Igi zaczął opowiadać coś o swej narzeczonej Franzuzeczce, z czego wywnioskowałam, że się przewróciła. Zdziwione nauczycielki potwierdziły wersję Igulindy.
Wieczór: Wbrew wszelkim oczekiwaniom, Igi miewa się świetnie, natomiast ja nie.
Uczelnia jednak wygrywa tygodniowe starcie :-)

Dzień VI
Jednak spowiłam się glutoplazmą. Dzidziuś wraz z Tatą mają zatem czas na męskie rozrywki w dni wolne, a ja - na dogorywanie w łóżku z baterią leków i chusteczek.

Mój malutki synek spędza na Uczelni 5 godzin. Raczej nie zdarzają się wpadki na gruncie toaletowym. Co innego w domu. Wpadki domowe skończyły się dopiero po pierwszym tygodniu. W połowie drugiego tygodnia natomiast Igi zrobił mi awanturkę dość niespodziewaną pt. "Ja nie chcę wychodzić z przedszkola, będziesz musiała wywlec mnie za uszy!". Nie wywlekałam, ale poszedł do samochodu w rajstopkach, a było 5 stopni... ;-)

Zarówno mnie, jak i Kwiatkowemu tacie było trudno. Trudno było i bywa również Ignasiowi. Nie ma jednak chyba większej radości, niż zorientować się, że Stworowi podoba się placówka. Że lubi tam chodzić. Że korzysta na spotykaniu się z dziećmi. Że kadra jest godna zaufania.
W grupie Igiego (dzieci do lat 2,5) jest 12 dzieciaczków, 4 nauczycieli. Rezydują w trzech salkach - jadalnia, pokój dzienny i pokój do spania/odpoczywania/opowiadania bajek. Igi ma do swego wyłącznego użytku mini kibelek, bo pozostałe maluszki używają pieluch. Dzieciaki ciągle bawią się na świeżym powietrzu. Dobre miejsce, tylko daleko. Zawsze jednak mogę i na tym skorzystać i posłuchać w samochodzie książek.

Jeśli chodzi o trudy adaptacji, niedawno trafiłam w sieci na mądre i przydatne teksty, które pozwolę sobie podlinkować:
  1. Dziecko idzie do przedszkola - adaptacja rodziców
  2. Dziecko idzie do przedszkola - adaptacja dziecka
  3. Dziecko idzie do przedszkola - ile trwa adaptacja przedszkolna
  4. Dziecko idzie do przedszkola - jak pomóc mu w procesie adaptacji

12 komentarzy:

  1. Mały Przedszkolak pełną parą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. trzymaj sie dzielnie i duzo zdrowka:)) Igi to dzielny chlopiec:)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne przedszkole, szkoda że w Polsce pedagogika jest jeszcze tak zacofana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Pl jest o wiele większy wybór, jeśli chodzi o przedszkola... Tu jest duzo czułości, nauczylciel opiekuje się tylko kilkorgiem dzieci, ale sąt o najczęściej osoby bez wykształcenia kierunkowego.

      Usuń
  4. My bardzo lubimy rodzynki w każdej postaci :)
    Linki które przytoczyłaś są bardzo przydatne, już wcześniej czytałam te teksty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie lubię, choc kupiłam dla Młodego juz wcześniej, gdyby sie zdecydował na inny gust niż ja. I dopiero przedszkole to zmieniło :)

      Usuń
  5. Te rodzynki do mnie prszemówiły. No czemu ja na to nie wpadłam?

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie Jerz uwielbia rodzynki!!! Przedszkole z Twojego opisu wydaje się bardzo fajne. Mimo że może nie mają wykształcenia kierunkowego, to pewnie są to sprawdzone i doświadczone osoby. I jeden opiekun na 3 dzieci - jak znajomi posyłali do prywatnego żłobka swoje dzieciaki, to było 5 na 1. Tak że Wasze przedszkole wydaje się super.
    Ciekawie sie zapowiada przedszkolny żywot ;)
    A jeśli lubisz książki to zapraszam do mnie na książkowe candy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu wszędzie jest 4-5 na 1, jakaś taka mała grupa nam się trafiła. a może to specjalnie, bo to maluszki? w sumie nie spytałam.
      dzieki za zaproszenie :)

      Usuń
    2. fajny pomysł z tymi rodzynkami zamiast słodyczy :) ale moj by nie przyjął...

      Usuń
  7. Też niedawno odkryłam u Młodego miłość do rodzynek. Na fali tego odkrycia poczęstowałam go też żurawiną i morelami - to już nie to.
    A tym Waszym przedszkolem jestem zafascynowana. Już kiedyś, dawno, dawno, czytałam Twoje teksty porównujące przedszkole Ignasia i to w którym pracowałaś. Teraz jeszcze do nich nie doszłam. Byłam tak zszokowana, że tak może być (zarówno jednym jak i drugim przedszkolem) że pamiętam jak mężowi opowiadałam przy obiedzie. Bo my bardzo rozważamy to czy za rok puścić Pierworodnego do przedszkola, będzie miał wtedy 2,5 roku. Wiadomo że teraz ciężko określić czy będzie gotowy, ale do przedszkola i tak trzeba zapisać jakieś pół roku wcześniej. Gdybyśmy mieli do wyboru takie jak to Ignasia chyba bym się długo nie zastanawiała.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!