Jedziemy do stolicy, Igi zajmuje się czytelnictwem w swoim foteliku. Niedawno dostał paczkę od Babuni z mnóstwem nowych pozycji. Otwiera książkę, w której dziwnym trafem zapodziała się kartka świąteczna od pradziadków.
- O!!! O!!! - wykrzykuje Ignaś - Ta książka jest od Boga!
Ignaś: Jest guma do życia. A jest też guma do umierania? (Guma do żucia ewoulowała z "gumy do żyćnia" na "gumę do życia", co skłoniło Ignasia do dalszych przemyśleń).
Wychodzimy do przedszkola i ubieramy się w przedpokoju. Igi na podłodze znajduje martwego żuczka. Stwierdza, że to pajączek i chce go przytulić. Oświecam go zatem, że to żuczek.
- Aha, to mruczek - mówi Igi i tak truchełko żuka otrzymuje imię.
Wychodzimy. Igi z Mruczkiem w piąstce. Zamierza pokazać żuka przedszkolu (przedszkole to taki twór, który mówi, daje na przykład chleb i któremu się pokazuje rzeczy). W przebieralni ostrożnie dokonujemy transferu - Igi powierza mi Mruczka, by móc się rozebrać. Żuczek spada mi na podłogę. Podnosimy go, a Igi poucza mnie:
- Uważaj, bo jak on spadnie, to umrze jeszcze bardziej.
Igi: A dlaczego czasu nie widać?
Umrze jeszcze bardziej - MEGA:) U nas z kolei nie ma martwych owadów czy innych... Są po prostu bardzo zmęczone;)
OdpowiedzUsuńKsiążka od Boga :D
OdpowiedzUsuńIgnacy filozof.
I widzę, że dalej chce zostać Roszpunką! :D
królewny i księżniczki są na topie :)
Usuńdzieci potrafią czasem powalić :D
OdpowiedzUsuńja to już nawet sie nie podnoszę z podłogi... ;)
Usuń