23 kwietnia 2015

"Dzieci z Bullerbyn". Jak sprawić, by dziecko pokochało książki?

Przygody z książką! To już druga edycja fajowskiego projektu Dzikiej Jabłoni :) Ahoj, przygodo! Ahoj, przygodo z książką! Ahoj, "Dzieci z Bullerbyn"!
Print
Dziś zamierzam rozwinąć temat wychowania małego czytelnika - pisałam o tym w poście pt. "Czytanie dzieciom - jak wychować czytelnika?". Dzieci, szczególnie małe, nie mają uprzedzeń. Nie unikają niektórych kolorów, pomocy rodzicom, nie usłyszały też jeszcze nigdzie, że czytanie jest nudne i okropne. I oby nigdy to nie nastąpiło! Ich nieustający zapał i niegasnące zainteresowanie światem warto wykorzystać, by pokazać im, jak ważne, ciekawe i cudowne jest czytanie. Raz złapnego bakcyla trudno się pozbyć. A życie jest o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze, gdy w książkach widzimy źródło radości, wartościowej rozrywki i wiedzy.

Etap pierwszy - głośne czytanie

Gdy byłam mała, Dziadziuś zawsze miał czas, by mi poczytać. Pamiętam jego ciepły, miły głos, lektury, a także słomiankę, w której gmerałam paluszkiem, wyobrażając sobie czytane historie. Czytał pięknie, starannie, nie spiesząc się i pozwalając mi wnikliwie przyglądać się ilustracjom. To był wspaniały, relaksujący czas dla małej dziewczynki, którą byłam. I tak do tej pory kojarzą mi się książki.
Ignasiowi czytamy przy każdej okazji. Mam nadzieję, że będzie miał z tego równie miłe wspomnienia jak ja.
Głośne czytanie jest niezwykle ważnym etapem w rozbudzaniu miłości do książek, o czym przypomina nam Irena Koźmińska, prezes Fundacji "Cała Polska czyta dzieciom". 20 minut to naprawdę niedługo, jest to nieznaczne poświęcenie nawet dla najbardziej zapracowanego rodzica. Rodzinne czytanie zbliża i rozwija! Nie odbierajmy go naszym pociechom.

Etap drugi - naucz dziecko czytać

Kolejnym istotnym etapem, mogącym występować równocześnie z głośnym czytaniem, jest nauka czytania. Ucząc dziecko czytania należy pamiętać, że tradycyjne podejście - od nauki literek -zaciemnia tylko obraz całego procesu. Lepiej zapoznać się z metodami nowoczesnymi i sprawdzonymi oraz przynoszącymi świetne efekty - np. Doman, czy nasze rodzime, a słynne na całym świecie podejście prof. Jagody Cieszyńskiej. Szerzej opowiem o tym w innym poście.

Etap trzeci - odpowiednia książka

Nie wolno zapomnieć o rzeczy równie ważnej, jak pozostałe elementy układanki. W odpowiednim czasie podsuwamy dziecku odpowiednią książkę. Zdajemy się tu całkowicie na naszą intuicję, a któż zna lepiej nasze dziecko, niż my sami? Ta książka ma zainteresować młodego czytelnika, wciągnąć go, zafascynować, a może także rozśmieszyć?
W moim przypadku do zakochania się w czytaniu przyczyniły się dwie osoby - Astrid Lindgren i moja mama. Mama opowiadała mi o swojej ulubionej książce dzieciństwa. Jej opowieści były tak barwne i zabawne, że jako świeżo upieczona pierwszoklasistka przełamałam nieśmiałość i poszłam do biblioteki, by wypożyczyć "Dzieci z Bullerbyn". I wsiąkłam. Zupełnie, doszczętnie i na zawsze. Własną książkę dostałam wkrótce i czytałam ją bez przerwy. Do tej pory wspominamy z mamą jak kiedyś poprosiła mnie, bym umyła wannę. Zgodziłam się, ale szybko pobiegłam jeszcze po książkę ze słowami "Tylko ci coś przeczytam, mami". Ocknęłyśmy się jakiś czas później - ja wciąż siedziałam na brzegu wanny i czytałam, a mama, zasłuchana, akurat kończyła od niechcenia szorować wannę. Nie pamiętam, z czego śmiałyśmy się bardziej - z tekstu, czy niezamierzonej zamiany ról.
Moja własna, ukochana, bardzo zużyta kopia stoi teraz na półce Ignasia. Choć Igi nie czyta sobie jeszcze sam, "Dzieci z Bullerbyn" zostały mu już przedstawione, jako ulubiona książka mamy i Babu. Bakcyl przekazany dalej i ziarenko zasiane. Mimo młodego wieku Wieśka, przeczucie mnie nie zmyliło.
Ignaś wpadł. Po uszy. Mojsi bojsi filibom ararat. Kolifink, kolifink.
Lubi też film - swoją drogą bardzo uroczy. I uwielbia audiobooka. Do słuchania książki uciekamy się w ramach ratunku. Igi mógłby wsłuchiwać się w czytanie uwielbianej lektury godzinami - nie zniosłoby tego ani moje gardło, ani pęcherz psa. A Igi książkę cytuje już częściowo z pamięci.
Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren
"Dzieci z Bullerbyn" to klasyka. Piękna opowieść słynnej szwedzkiej pisarki z 1947 roku o sześciorgu siedmio- i ośmiolatków, którzy żyją w maleńkiej wiosce i wiodą życie wypełnione zabawą, a także pracą i nauką. Gdybym miała opisać ją jednym słowem, byłaby to chyba "wolność". Bo jest to historia dzieciństwa, w którym dorośli nie przeszkadzają. Są zajęci swoimi sprawami, co nie oznacza wcale zaniedbania dzieci. Te małe, samodzielne istosty organizują sobie czas, panując nad swoją demokracją. Psocą, wracają godzinami do domu ze szkoły, wpadają do przerębli, wymyślają swoje języki i tajemnicze znaki, przebierają się, śpią w stogach siana, łażą po drzewach i płotach oraz łowią raki. Pamiętają stale o dziadziusiu, traktując go jako dobro wspólne, robią mu zakupy, czytają gazety i opowiadają o swoich zabawach - gdyż staruszek jest niewidomy. Gdy dziewczynki, zainspirowane jego opowieścią o ucieczce w dzieciństwie, też postanawiają uciec i mówią mu o tym - nie burzy się, nie mówi ich rodzicom, a podpowiada, co mają ze sobą zabrać. Ratują psa z rąk znęcającego się nad nim szewca i zabierają jagniątko do szkoły.
Piękna to książka i nie zmieni tego nawet to, że ktoś się w niej czasem wyzwie do głupków czy przylepi łatkę nieporządziucha. To naprawdę nie jest w stanie zmienić faktu, że jest to jedna z tych książek, które manifestują rodzicielstwo bliskości, pełne szacunku do dziecka, jako pełnoprawnej osoby, a nie kogoś mniej ważnego niż dorosły. O używanych słowach czy sytuacjach zawsze możemy z dzieckiem podczas lektury porozmawiać (kolejny ważny aspekt głośnego czytania!).
"Dzieci z Bullerbyn" to niezrównane źródło pomysłów do zabaw, a także rozmów o życiu, szacunku do młodszych i starszych, zwierząt i natury. Jest pełna bezpretensjonalnego humoru, który urzeka dzieci. Z kolei rodzice mogą się dzięki niej przekonać, że dzieci mogą naprawdę bawić się bez ich nieustannego nadzoru. Zabawa nie będzie może zawsze idealnie sprawiedliwa, ale z pewnością dadzą sobie radę.

Człowiek, który nie lubi książek to tylko dziecko, któremu nie podsunięto odpowiedniej lektury w odpowiednim czasie.

A Wy? Jakie książki dzieciństwa chcielibyście podsunąć dzieciom?
dzieci_okladka_blog
Astrid Lindgren
Nasza Księgarnia, 2011

A tak w ogóle, to zapraszam na tego już coraz bardziej pełnoprawnego bloga! :) http://icyignacy.pl/dzieci-z-bullerbyn-jak-sprawic-by-dziecko-pokochalo-ksiazki/

10 komentarzy:

  1. Dzieci z Bullerbyn- moja ulubiona książka z dzieciństwa. Niech mi Młoda trochę podrośnie i będziemy czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Dzieci z Bullerbyn. Kurczę masz rację. Spokojnie mogę już starszej wprowadzić. Tylko muszę przywieźć od mojej mamy - tam są wszystkie moje książki z dzieciństwa.
    A to jest jeszcze inny blog?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja przywożę z Polski :)
      tak, Igulec jest przeniesiony :) powolutku bedę zostawiac bloggera. zapraszam wszystkich serdecznie do czytania i komentowania na nowym, ulepszonym blogu :)

      Usuń
    2. Ooo, to już sobie zmieniam, by nie zapomnieć :)

      Usuń
  3. Znam tę okładkę. Własnie leży przy łóżku J. :)
    "Dzieci..." moje równie ulubione (choć boleśnie odczułam, że nie da się dwa razy do tej samej rzeki...).
    I też będą u nas w ramach projektu - za tydzień-dwa...
    Osobiście łączę się z Igim w nieskrępowanej radości z czytania w wannie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulubiona? Oczywiście że Dzieci z Bullerbyn :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam, że nie czytałam tej książki.
    Piękne zdjęcie w wannie. :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!