A wiecie, co mamy w soboty? Przyswoilismy sobie praktyczny tutajszy zwyczaj - słodkości je sie tylko jednego dnia tygodnia. Im starszy sie robi nasz Igulek, tym bardziej mi go wszyscy pasą ciachami, szczególnie w gościnie. Trzeba było jakies reguły ustalić. Bałam się o jego zęby, o apetyt na wartościowe jedzonko i o kupona, tym bardziej że z zatwardzeniami nawykowymi woziliśmy się przez kilka miesięcy. Fakt, Igi nie jadł dużo słodyczy (ze mną spożycie jednej kostki czekolady zajmowało kilka dni, bo dostawał mikrokęsy i mimo tego fikał z radości, ale już Tati nie potrafił się powstrzymać), ale reguły potrzebne były nam, dorosłym. Bo kiedy ja ustalałam regułę jednego cukierka dziennie, to często okazywało się, że Igi dostawał jednego ode mnie, dwa od Taty i jeszcze coś w gościach.
I tak oto tylko w soboty Zdzisinek dostaje SUODYYYYCZEEE. Rankiem rzuca się na świeżo ugotowane kakałko, potem często bywają lody lub jakieś ciasto. Najlepiej, wiadomo, własnej roboty.
Ostatnią sobotę spędzaliśmy w całości z Kwiatowym Tatą, który tak sobie wziął do serca Imieniny Kota, że posłodził kakałko, zapchał Stworka całym paskiem gorzkiej czekolady oraz zaoferował mu ogromną czekoladową muffinkę w sklepie. Potem w naszym kochanym "peczkolu" był balik i Ziutek skosztowal jabłecznika, a może nawet wszamał coś jeszcze, nie monitorowałam go aż tak bardzo, zeby wiedziaeć, co skapnęło mu ze stołu.
W pewnym momencie na pytanie, czy napije się kakao, nasze dziecię, urodzony czekoladoholik, odpowiedziało "nie, dziekuję" i poszło sobie.
Nastąpiło przesycenie. Słyszałam o tym stanie (no dobra, he he, sama go często doświadczałam i nadal mi się zdarza). Ale jeśli chodzi o Ignasia, to myślałam, że jest czekoladową studzienką bez dna. Okazało się, że wystarczy trochę tatokwiatkowej inicjatywy i słodycze będą nabierały właściwości wykrztuśnych.
O, o! I jeszcze cos mi się przypomniało! Jakie dziwaczne potrafią być dzieci. Bo mi Igul żebrze czasem o tran. I dziś złapałam się na tym, że sugeruję mu, że tran dostanie po naleśniku - czyżbym dokonywała kuszenia RYBIM OLEJEM?
A na koniec tej historyjki z morałem film, w którym wystepuje najrozkoszniejszy krokodyl, jakiego miałam okazję widzieć. Miałam go pokazać Igiemu, ale zapomniałam. Mimo wszystko idę o zakład, że jutro zakocha się ponownie w krokodylach. Bo jakby ktoś nie wiedział, to on jest teraz Oglomnym Potwolem i Potwól musi mówic ceść Potwól Mamooo.
ja się zastanawiam jak podejść do tematu słodyczy, bo to naprawdę trudna sprawa. Ale twoje rozwiązanie wydaje mi się ciekawe, chociaż jak Igi będzie się tak raz w tygodniu rzucał na słodycze to może to przynieść nieoczekiwany efekt :) Na pewno uważam, że dziecko nie powinno być całkowicie separowane od słodyczy zwłaszcza gdy już rozumie co to jest.
OdpowiedzUsuńIgulinda rozumie już od dawna. I nie ma kłopotu, przynajmniej u nas, z tym, by się na to zgodził. gdy mendozi o czekoladę, mówimy mu, że dostanie w sobotę i w zamian oferujemy suszone owoce. Rodzynki i daktyle zawsze na stole :)
UsuńCo do rzucania, to właśnie miałam takie obawy, stąd nawet w sobotę ilośc słodkiego była przeze mnie nadzorowana. tym razem kontrolę przejął Tati Igiego i co się okazało? Igi osiągnął punkt nasycenia koło południa i sam olał kakao.
my "cucu" dajemy tylko na podwieczorek i zazwyczaj jest to jajko niespodzianka z tym ze Maja je polowe:P
OdpowiedzUsuńu nas to nie wyszło... musiało byc rzadziej.
Usuńta zasada to by się mnie samej przydała do stosowania ;)
OdpowiedzUsuńMuszę Tobie wyznać, że nam bardzo pomogło przyjęcie tej opcji. Bo oboje lubimy podjadać pyszności. A jesli zasada sobotnia dotyczy Ignasia, to nas też, jasna sprawa. Inaczej byłoby to okrucieństwem i niesprawiedliwością. I działa. W ostateczności można podjeść coś po tym, jak Młody już chrapie, ale jakoś nie mamy tej potrzeby ;)
Usuńtez musze pomyslec o tym.
OdpowiedzUsuńMoje dziecko cieszy sie jak widzi tran i wyrya mi strzykawke z dawka. Ma tak prawie z kazdymi lekarstwem :-/