Igi puka do drzwi łazienki, gdzie suszę włosy. Wtyka łepetynkę w drzwi i mówi:
- Czy pani jest gotowa?
- Jaka pani? - nie rozumiem.
- Ty.
- Na co mam być gotowa?
- Czy pani jest gotowa, żeby odłożyć termometr na miejsce? - Igulek wyciąga łapkę z przyrządem.
- A czy pan jest gotowy na kolejną kanapkę?
- Tak, pan jest gotowy.
Złota myśl na ten tydzień:
"Bąk to niewidzialna kupa"
Igi przeżywa prawdziwą fascynację bajkami-grajkami oraz "Dziećmi z Bullerbyn", którą to książkę radośnie odsłuchuje, ewentualnie prosi o puszczenie filmu. Na efekty nie trzeba długo czekać. Igi przemieszcza się po domu w systemie "random" i rymuje wrzaskliwie:
- Zadek i dziadek. Zadek i dziadek. Zadek i dziadek. I cukierki ślazowe.
Przychodzą do nas goście i na stole lądują słodycze na prośbę przyjaciółki. Ignaś dostaje pozwolenie na zjedzenie 3 rzeczy. W pewnym momencie Wiesio materializuje się przy mnie, bardzo zaaferowany, po czym szepcze mi na ucho:
- Mamo, mam taki pomysł. Włączysz timer na telefonie i gdy on zacznie dzwonić, to ja skończę jeść słodycze.
Kwiatowy tato zapuszcza włosy na swojej twarzy. Już jest w stanie zrobić sobie kitkę na brodzie. Podchodzi do mnie Ignaś z gumką w dłoni i mówi:
- Mamo, zrób mi kitkę na brodzie.
Próbuję. Na to Igi kwituje moje niepowodzenia:
- Nie wychodzi ci, bo ja mam brodę, ale ona jest niewidzialna.
Pewnego dnia, wolnego od przedszkola, gościmy u siebie Ignaśkowego przyjaciela. Daję chłopcom śniadanie. Przy stole rozpoczyna się rozmowa.
Igi: Poroznawiajmy o kowbojach.
FIlip: Nie, o ludziach takich.
Igi: Nie, lepiej porozmawiajmy o nas!
Ignas podchodzi do mnie z ozorem.
Ja: Jeśli jeszcze raz mnie poliżesz, to chyba wystrzelę w kosmos ze zdenerwowania!
Igi: Nieee. Nie masz rakiety i nie wiesz jak nią latać. I nie mogłabyś w niej oddychać.
Niedawno kupiliśmy nową, odjechaną płyte kuchenną. Igi celebruje zakup, ogladając ją z bliska i podświetlając latarką.
- Trzeba ją wytrzeć ściereczką - wyrokuje w trakcie oględzin.
- To możesz iść po ściereczkę i ją wytrzeć, Igusiu - odpowiadam.
Następuje sekunda ciszy. Igi najwyraźniej trawi moją propozycję.
- Albo mogę ją wytrzyć rękawem - stwierdza Ignaś.
Pada śnieg. Igi zamyśla się.
- Czy płatki śniegu to to samo, co płatki owsiane? - pada wreszcie pytanie.
Sobota. Garuję jeszcze w wyrze. Przybiega do mnie Ignaś w stanie wysokiego zaaferowania.
- Czy dziś jest sobota?
- Tak.
- A czy ja mogę teraz zjeść kawałek czekolady?
- Nie, Igusiu, po śniadaniu możesz zacząć jeść słodycze.
- Tak, ale ja sie boję, że ktoś mi da za dużo jedzenia na śniadanie i nie dam rady zjeść czekolady - wyjawia Ignas naturę swojego problemu.
Teoria z niewidzialną kupą wpisuje się w myślenie mojego Gucia. On na bąka mówi "kopa gong" czyli ot taka kupa, której nie widać... a czuć :D
OdpowiedzUsuńAnia Świderska
Cudowne opowieści :) Maluje mi się przed oczami bajkowy obraz twojej rodziny :)
OdpowiedzUsuń