12 sierpnia 2012

Igi vs dragi


Ignacio-Wakacjo (sprzed roku)

Niedawno Igunio Świetlistooki doznał radości plasującej się bardzo wysoko w skali rozkoszy. Rano, po rytualnych ablucjach oraz pokonaniu miski "ofanki" mieliśmy pewien kryzys związany z zachciewankami matki, a mianowicie kąpieli jej się, czyścioszce, zachciało. "Kąpiel" brzmi dumnie - w rzeczywistości miał być to szybki prysznic. Bla bla bla... Nie znam chyba odpowiednich wyrazów dźwiękonaśladowczych, by opisać choćby w przybliżeniu awanturę, jaka się rozpętała, więc sobie daruję. Dość, że ucichła, daliśmy radę. Właściwie było nawet fajnie, choć z nas dwojga to Igi cieszył się kąpielą - ja siebie załatwiłam jak najszybciej się dało, żadne tam spa. No, ale on posiada prywatną wannę, drań mały. Się może porelaksować. Potem za to nastąpiła ta przełomowa tego dnia i szczęśliwa chwila. Chwila kwicząca i chichrająca się głośno. A mianowicie, by utrzymać dziecię w wannie jeszcze przez chwilę i móc się zabalsamować, dałam mu tak zwany ochłap. Czyli pierwsze, co wpadnie pod rękę. Okazała się tym być buteleczka po kropelkach ze świetlika. Co za szczęście uśmiechnęło się do mojego Ignasia! Co za radość! Ekstaza! Lekarstwo! Po wypłukaniu resztek zawartości było jeszcze fajniej. Można była zakręcać i odkręcać, a przecież o to w życiu chodzi. Poza tym można było psikać mikroskopijną ilością wody. Kwiczeć znowu na samą myśl o tym wielkim skarbie. Przytulać skarb. Powtarzać mamie "To jest jekajło, mamo", żeby o tym pamiętała. Aplikować sobie specyfik na wyimaginowane "ałka" - na stopie, kolanie, w uchu, w nosie i na głowie. Kwiczeć znowu z wielkiej radości. Tupać. Krzyczeć w ekstazie "Jekajło, jekajło, jekajło", a następnie stwierdzać "Nie kycz". Aplikować lekarstwo na wszelkie wyimaginowane rany cięte, kłute, nabite, wyrwane i wyskakane wszelkim maskotkom i lalkowi Michałowi.
W szerokiej kategorii pojęcia "skarb" znajdować się mogą przykładowo:
  • kamyk (skarb Nuplacza)
  • cyrkonia wygryziona pracowicie mamie z bransoletki (skarb Nuplacza)
  • moneta (wielki, cenny i ohydny skarb Nuplacza)
  • maleńka uszczelka/kółeczko od kluczy lub długopisu (pierścionek Dzidziusia Modnego)
  • gumka recepturka/gumka do włosów ("banonetka" czyli bransoletka Dzidziusia Modnego)
  • metrowa, zgnieciona plastikowa rura z budowy (zabawka Pomysłowego Ignasia, rysik, instrument muzyczny, przedłużenie ręki do głaskania kota, broń - też na kota, a przy okazji na dzieci sąsiadów)
  • pudełko po kremie (do masaży na niby dokonywanych na maskotkach)
  • buteleczka po olejku do ciast (skarb Odkręcaczo-Zakręcacza)
  • i inne np. zgnieciona muszelka, maminy but, klucze, kabelek (chyba wszyscy wiedzą, że kabelki są bardzo istotne, wszak dzidziusie mają wtyczkę USB w pępku, a w każdym razie Igi ma i podłącza do niej ciągle nowe sprzęty), łyżeczka, słoiczek, rachunek ze sklepu.
A posiadanie tak wspaniałego skarbu jak mikroskopijna buteleczka z wyimaginowanym "jekajłem" przypomniała dziecku memu, że chorowało niedawno, spłoniło się, znaczy i trza było przeciwdziałać. Paracety jak zawsze zawodzą, za to syropek neverrr. To chlust, syropku, na łyżce, co się będziemy strzykawką bawić. Mniam, mniam.
I było wycie. Bo pyszne było i sobie przypomniał. Wycie ze smarkaniem, fontanną łez i teatralnym rzutem młodego ciała na podłogę. O czekoladę. Albo syropek. Co za różnica.
No bo jak słodkie, to żadna, grunt, żeby deserek wydębić.
Niniejszym pragnę podziękować producentowi syropku, który dodał do swego specyfiku przeciwgorączkowego i przeciwzapalnego tonę słodzika i aromat syntetycznego owocu trudnego do zidentyfikowania. Okazuje się bowiem, że jest to smak godny konesera w gaciach ze spajdermenem. I godny jazgotliwych jazd o działeczkę w okolicach szuflady z lekami.
G I G A N T Y C Z N E   KAP!
Powyżej zdjęcie mocno przeterminowane, bo dokładnie sprzed roku i dwóch miesięcy. Ale, hehe, czas czasem, ucieka sobie, a Igi na myśl o gratisowej działce swego syropku dostaje pokazowego ślinotoku, jak - bez obrazy Synu - ząbkujące niemowlę :-)

10 komentarzy:

  1. Nie codziennie mama pozwala się bawić lekarstwem - radość jak najbardziej zrozumiała :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam, że uwielbiałam zabawy butelkami po lekarstwach, strzykawkami itp. więc się nie dziwie Ignasiowi.

    OdpowiedzUsuń
  3. to piękne, że dziecko zadowoli się opakowaniami po czymkolwiek, garnkami i innymi 'śmieciami' :)

    OdpowiedzUsuń
  4. mój też najbardziej lubi wszelkie buteleczki, butelki, tubki i wszystko co pod ręką :); ale słodziak mały na zdjęciu!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. jeszcze to szczenięce sadełko nosił.
    a co te buteleczki mają w sobie, to ja nie wiem. jak byłam mała uwielbiałam bandaże, butelki, fiolki, strzykawki itp :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak Igi ma cudowne oczy, pierwsza fotka jest po prostu hipnotajzing:-p Co przeczytałam kawałek to musiałam do niej wrócić:-p

    OdpowiedzUsuń
  7. u nas miłością do syropków zapałał niedawno, wcześniej - no way - nie będę łykał!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ on ma śliczne oczyska! W przyszłości podbije serducho nie jednej kobietki ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. fotograf musiał być bardzo apetyczny :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!