27 maja 2013

Złość

Tym razem będzie, w przeciwieństwie do posta "Tłuc i patrzeć, czy równo puchnie", o złości z drugiej strony barykady, a mianowicie rodzicielskiej, mojej własnej, subiektywnej i o moich własnych sposobach na radzenie sobie z nią.
Tajemnicą nie jest, że Igunio używa swoich strun głosowych nadzwyczaj często i wydaje z siebie dźwięki jękliwe, żężace, wrzaskliwe, skrzeczące, piskliwe i jazgotliwe... Każda okazja jest dobra. Dziewczynka w przedszkolu dotyka stopą mojej nogi? Igi chciałby mieć założone skarpety, ale ogrania go zwykła niemoc i ręce odmawiaja posłuszeństwa? Chce na kanapce "żółte" masło, a nie orzechowe? Reakcją jest oczywiście płacz.
No i najkochańsze nasze awantury z wyciem i wiciem. Klasyka gatunku. Kogo tantrumki osób dwuletnich nie doprowadzają do szału, palec pod budkę! Ja się do świętych nie zaliczam. Jestem bardzo cierpliwa, ale nie jeśli chodzi o Ignasia. Kiedy nadchodzi afera, nie pomaga mi liczenie do 3 ani do 10. Ani wdechy. Nawet odejście na chwilę nie działa tak, jakbym tego chciała. 
Ogarniają mnie emocje baaaardzo negatywne, które po prostu wybuchają bez ostrzeżenia. Nie lubię krzyków, ale podnoszę głos. I szukam rozwiązania - chciałabym być spokojniejsza, bardziej cierpliwa, chciałabym też mniej skupiać się na sobie, by móc efektywnie pomóc Ignasiowi. 
Nad czym szczególnie nie muszę pracować (ale do czego ostatnio dość mocno straciłam wenę) to:
- nazwać emocję dziecka
- spokojnie przy nim być w trudnych chwilach
- powiedzieć mu "Mów do mnie słowami".
Poza tym istotne jest, by:
- skupić się na pomocy młodzieży w płaczu, a nie na strachu przed własną potencjalnie negatywną reakcją
- wzmacniać uwagę, gdy zachowanie jest "pożądane*", a w razie afery zachować stoicki, nawet udawany spokój (by nie wzmacniać tantrum, bo nie ma to dla rozwrzeszczanego dwulatka, jak ponakręcać go jeszcze bardziej własnym krzykiem lub niedajboże karą), przeczekać najgorsze chwile (Igi nie daje się utulić, można zapomnieć o odwróceniu uwagi), a gdy puszczają nerwy, odseparować się na chwilę
- a na koniec zdanie, które zaczyna naprowadzać moje rodzicielstwo na dobre tory, a mianowicie "Nawet jeśli będziesz płakał, (tu wstawić dowolnie co trzeba, np. pojedziemy do przedszkola, nie dostaniesz czekolady itp.)
W moim odczuciu to zdanie wprowadziło nową jakość w naszym domu. Wypowiedziane oczywiście bez złości i nie z chęci odwetu, na spokojnie - po prostu informuje Ignasia, co się będzie działo. Mnie pozwala na zachowanie spokoju, jemu - na jego zyskanie. Bo pewność rodzica daje niesamowite oparcie dziecku. Dzięki temu zdaniu daję sobie pozwolenie na podjęcie decyzji bez wyrzutów sumienia, że robię coś mimo płaczu Ignasia. Przedtem wyglądało to o tyle inaczej, że nie ulegałam, szłam do pracy, ale miotałam się między chęcią uspokojenia Igiego a złością, że znowu się spóźnię. Zdanie to pomaga też Ignasiowi. Bo daję mu przyzwolenie na przeżywanie jego emocji, co bardzo mnie cieszy. I dlatego, że to zdanie powoduje, że najczęściej przestaje płakać. Decyzja została podjęta - dotąd miotaliśmy się oboje, teraz nie ma po co i nagle okazuje się, że w banalny sposób pomagam mu tym zdaniem na wyjście z zapętlenia pt. "Chcę mieć na sobie buty, ale ich nie założę" itp.

To nie jest historia z happy endem.
Nadal są aż za częste momenty, gdy w oczach mam mord.
Coś czuję, że to jeszcze trochę potrwa. Oby niezbyt długo...

* wiem, że zajeżdża to mocno klasyfikacją "grzeczny-niegrzeczny", czyli absurdem, ale w praktyce wygląda to tak, że np. gdy tylko zauważymy, że Igi zrobił coś samodzielnie, szczególnie po walce oznajmianej skowytem mówimy z ogromnym entuzjazmem: "Dałeś radę zupełnie sam!"

1 komentarz:

  1. Powiem tyle-czerpię z Ciebie jak z otwartej księgi. A to zdanie jest kluczowe i naprawdę pomaga. Widzę to po tych kilku dniach.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!