20 maja 2012

Miłościwie nam panujący


Król Ignaś Pierwszy, miłościwie nam panujący i zerkający na nas z wysokości. Nastał.
Tron ma i zasiada na nim nadzwyczaj często. Od razu go zaanektował i z niego nie schodzi.
Wartę osobistą też ma, zmiany na warcie również. I koronę, tylko nieco pękatą.

Już tłumaczę. Nabuczałam razu pewnego na Tatę Kwiatkowego, że mógłby ruszyć się i przysposobić rowery do wycieczek. Wziął sobie ględzenie do serca i posłuchał. Szybciuteńko nabył drogą barterową (lubię!) fotelik rowerowy, czyli plastikowy tron, wyściełany czerwoną gąbką, z podnóżkami nawet! Igiemu aż się oczy na jego widok zaświeciły, od niedawna jednak wiemy, że wdał się w swego tatę i ma spore zadatki na gadżeciarza. Pozwoliliśmy mu się oczywiście na tronie umieścić, z czego Syn skorzystał, rozparł się w nim, moszcząc się pupką, przedramiona ułożył na oparciach wygodnie i obczaja. Cały problem polega na tym, że fotelik wtedy do roweru nie był doczepiony i stabilność miał zerową. Trzymać go było trzeba. A Stwór malutki tak się z fotelikiem zżył, że zdjąć go nie było z niego można.
Po przyczepieniu do roweru było jeszcze trudniej. Bo Kwiat nadal pragnął siedzieć na swym tronie, więc wyjścia z sytuacji były do wyboru dwa: trzymać rower ręką lub na nim usiąść. I zmieniać się na warcie ;-)


Następny krok po foteliku to skombinowanie w naprędce kasku. Znalazł się, niemal idealny, po córeczce znajomych. Świnkowy róż nieco odstrasza, ale Igi nie narzeka. Na początku co prawda włączył syrenę alarmową, ale gdy tatko pokazał mu, że z kaskiem można nawet uderzać głową w ścianę bez strachu, pozwolił sobie to ustrojstwo na głowę założyć.

W sam środek tego rozgardiaszu przybyli goście i mieli wizytę pełną wrażeń. Pani domu sączyła kawę, siedząc okrakiem na wielkim rowerze, stojącym pośrodku salonu. Dziecię nie darło się tylko, gdy siedziało w foteliku do tegoż roweru doczepionym. Pan domu serwował ciasteczka w stylowym kasku rowerowym i zdarzało mu się gubić wątek "dorosłej" rozmowy, gdy nakłaniał potomka do założenia własnego, róziowego. Na koniec zgodnie walili z Kwiatkiem zakaskowanymi głowami w ścianę, niczym dwa dzięcioły... Dobrze, że goście wyrozumiali :-)


Następnego dnia (bo to czas choroby był) odsypiałam średnią noc. I kto mnie obudził? Syn mój, w fuksjowych rajstopkach i puchatej fiołkowej bluzie oraz oczywiście, nieodzownym dopełnieniu kreacji, wielkim kasku na łepetynie. Kask jest już nieco passe, co nie zmienia faktu, że fajnie go sobie od czasu do czasu założyć i postukać łebkiem w ścianę.

5 komentarzy:

  1. Świetny pomysł, z tym fotelikiem i kaskiem. Mój syn do kasku przekonał się gdy podczas upadu udeżył głową w krawężnik i nie poczuł bólu. Od tamtej pory sam chce zeby mu załozyć:).

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie! Ja mam nadzieję, że się kiedys dorobimy rowerów i miejcsa na nie:) Nie pamiętam kiedy jeżdziłam na rowerze ostatnio...A bardzo lubię.

    A Pan na zdjęciu jest prze, prze, prze przystojny:D
    uściski dla Igiego i czekam na zdjęcia Igiego na tronie z wyprawy rowerowej:)

    OdpowiedzUsuń
  3. w najbliższym czasie not gonna happen, bo będziemy wakacjować w Pl. ale po powrocie... jasna sprawa!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bezpieczeństwo przede wszystkim :) I popatrz, gdybyś matką nie była nigdy pewnie do głowy by Ci nie przyszło przyjmować gości pijąc kawę w pokoju na rowerze :) Historia jak z Pippi Pończoszanki (nie mam pojęcia jak pisze się oryginalne nazwisko, a nie chce mi się sprawdzać) ;-) Musiał to być boski widok. I jeszcze to walenie głowami... Cała rodzina Kwiatków jest boska - o! taka opcja powinna być do wyboru pod postem ;)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!