18 maja 2012

Power of distraction

Odwracanie uwagi: tak się nazywa potężne narzędzie w rękach rodzicielskich.
Dobra, dobra, i w tym trzeba mieć umiar - odwracanie uwagi to też sztuka. Sama nieraz widziałam panią usiłującą z uporem maniaka odwieść dwuipółlatka od płaczu za rodzicem przez nachalne "O, zobacz, kotek!". Dzieciak rzeczywiście przestawał płakać, co dawało autorce stwierdzenia poczucie spełnionej misji. Mnie nikt nie wmówi, że chłopczyk w tym wieku daje się brać na takie plewy. Milczenie było chyba pełne politowania i zaskoczenia, że ktoś niby mądrzejszy usiłuje mu wetknąć taki kit, że jakiekolwiek żywe stworzenie spełna rozumu zjawi się na tej betonowej pustyni omiatanej rączymi podmuchami wiatru (sztormik był i hulał na pewnym placu pewnej placówki).

Ale w wypadkach, gdy człowiek jest na skraju - i ten mały, i ten duży, to nie taka zła rzecz jest.
Szczególnie, gdy mówi się prawdę :-) Uciekam się czasem do tego fortelu. Ot, choćby gdy padam z głodu. A tu kanapki przyszykować nawet sobie nie można, bo z dołu dochodzą świdrujące skowyty i coś usilnie włazi mi na stopy, wiesza się na spodniach i zawodzi jękliwie, że na ręce weź right f**g now!
To może sprawdzimy, co u kotka? Tylko, że my naprawdę kotka posiadamy, a nawet dwa, więc szansa, że znajdzie się akurat jakiś na podorędziu, jest spora.
Równie chętnie odwracam uwagę, gdy dziecięce zajęcia tylko pogłębiają entropię w naszym skromnym domostwie. A mojej akceptacji brak - człowiekiem jestem, czasem bardziej, a czasem mniej akceptującym pewne rzeczy. Gdy bajzel staje się nie do opanowania, a Kwiat wykonuje rzuty kocimi chrupkami na odległość, kradnie i roznosi wszędzie ziemniaki, zdejmuje jeszcze mokre pranie, wybebesza szafki - wtedy puszczam wodę pod prysznicem, rozbieram Stwora i daję mu kaczkę, kubki oraz mydło, żeby pobabrał się w jednym miejscu.

Otóż to. Tak miało to działać. Zdecydowanie nie spodziewałam się, że sama stanę się obiektem tego typu lekko podstępnych praktyk. Wysłałam odwracanie uwagi w kosmos, a ono wróciło niczym bumerang i ugryzło mnie w tyłek. I oto proszę: Igulek bawi się moim starym, kochanym aparatem. Wolno mu, choć nie podoba mi się otwieranie lampy błyskowej łapiszczem, na siłę. Komunikuję mu to zwięźle, bo już o tym nie jeden raz... I co otrzymuję w odpowiedzi? Igi patrzy mi w oczy. Pokazuje znak "gorący" i wskazuje ręką lampę nad swoją głową. W tym samym czasie drugą ręką (nadal utrzymując ze mną kontakt wzrokowy!) gmera przy lampie błyskowej.

Albo: pluje. Rzecz jasna wie, że tego nie lubię. Pół biedy, gdy pluje sobie w przestrzeń, bo nie dalej jak wczoraj dostało mi się w twarz. Próbnie. Szybko skumał Stworek, że nie jest to pożądane zachowanie. Co zrobić? Błyskawiczna decyzja i zaczął wymuszać bekanie, pamiętał przecież, jak bardzo się ostatnio z tego śmialiśmy.

I mam zagwozdkę. Śmiać się, czy z tym śmiechem walczyć? W końcu też usiłuję Potwora rozśmieszyć, gdy bardzo nie chce współpracować i ten sposób u nas działa. Giglanie i inne podśmiechiwanki dobra rzecz. W ciemię bity Kwiati nie jest, rozgryzł mnie, choć taki wypierdek :-) To co, trzymać się na siłę pokazywania, że robi coś nie tak i ukrywać uśmiech, który sam ciśnie się na usta? Pomyślałam sobie, że jednak chyba fajna to umiejętność. I nam z TK lepiej dojść do zgodnych wniosków w kwestiach spornych, gdy nie jesteśmy zacięci i diablo poważni. I niejedną kłótnię przetrwaliśmy tylko dlatego, że któreś w środku przemowy drugiego parsknęło śmiechem. To na razie chyba obstaję przy szczerym śmiechu i tłumaczeniu mimo wszystko potem, co mi się nie podoba i dlaczego.



4 komentarze:

  1. smiech to zdrowie i tego sie trzymajmy:)))))
    mysle sobie ze te male lobuziaki kumaja wiecej niz nam sie wydaje:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ale za kazdym razem, gdy dzieje sie cos takiego, padam jednoczesnie ze smiechu i ze zdziwienia.

      Usuń
  2. U nas śmiech działa odwrotnie. Kacper odbiera go jako aprobate do danych zachowań i je kontynuuje, aby ten śmiech uzyskać. Tłumaczenie w tym momencie nie pomaga. Tzn pomaga jeśli nie poparte jest śmiechem, a syn widzi że rodzice nie żartują:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że opisana przeze mnie sytuacja była inna.
    Kiedyś Wujek Ignasia zaniósł się niepowstrzymanym śmiechem z takiego plucia "pfff" - do tej pory trudno mi to niemiłe dla nas zachowanie wyplenić. Nie pochwalam tego.
    W tej sytuacji opanowałam śmiech - nie ze splunięcia, ale próby rozśmieszenia mnie w inny znany Ignasiowi sposób, ale zastanawiałam się, czy powinnam się powstrzymywać. Bo działanie tego stłumionego nawet śmiechu było zaskakujące. Kilka sekund dało mi czas na pewne ochłonięcie po bardzo niemiłym dla mnie zdarzeniu, które automatycznie odebrałam osobiście. Chwila refleksji przydała mi się na uświadomienie sobie, że osoba półtoraroczna po prostu splunęła, wymyślając nową zabawę. Ponieważ zna nasze odczucia na temat plucia, może postanowił przetestować dalsze jego warianty. Jednak na pewno nie wie, że w naszym, dorosłym świecie splunięcie komuś w twarz jest oznaką pogardy, zachowaniem wyjątkowo obraźliwym, niegodnym. Przez te kilka sekund ochłonęłam więc z uczuć, które byłyby w pełni niezrozumiałe dla mojego syna. Opanowałam złość, by uświadomić sobie, że o tym ukrytym znaczeniu plunięcia w twarz muszę go nauczyć. Dzięki temu dałam radę na spokojnie wytłumaczyć mojemu synkowi, że to zachowanie jest dla mnie niedopuszczalne i że czuję się bardzo źle. Na razie tyle, bo koncepcja obrazy jest mu obca ;)
    Dodam jeszcze, że widziałam pewnego tatę, który obraził się na niemowlę, które uderzyło go w twarz, machając rączkami. Dziecko wyczuwa dezaprobatę, choć nie wie, skąd się ona u rodzica bierze. A dezaprobata za brak koordynacji ruchowej to dla mnie za dużo. Wydaje mi się, że w takich sytuacjach nabranie dystansu do siebie, zrozumienie swoich odczuć oraz impulsów, na podstawie których działa dziecko jest kluczowe.
    Czy to mylna teoria, zweryfikuje mi to życie. Jak na razie incydentów plucia w twarz nie odnotowaliśmy więcej :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!