27 marca 2014

Zmiana widoku

Jeśli będzie nas teraz mało na blogu (a właściwie jeszcze mniej) to dlatego, że zmieniamy widok. Być może będziemy bardzo zajęci, zabiegani, podnieceni i zawaleni kartonami, pochlastani farbą i przykurzeni. A pod koniec dnia zbyt zmęczeni, by blogować. Życie.

Z góry proszę o wybaczenie ;-)

Ignaś poważny, fot. Arek K. :*

25 marca 2014

Bajkowa logika Ignasia

Igul rankiem ma inne priorytety niż ja. Ja się szykuję, robię śniadanie i różne inne nudne rzeczy. Iguś bawi się, liczy na palcach prace znanych mu osób (hihi), gada do ekspresu do kawy, przelewa wodę, czyta.
Dziś padło na czytanie, a raczej oglądanie "Mam oko na litery". 

Jeszcze dygresyjnie muszę dodać, że w naszym oddalonym od Polski domu uwielbiamy pewien rarytas, przewożony tysiące kilometrów. Nie jemy go codziennie, zachowujemy na ważne, śniadaniowe okazje. Domowy dżem, którego produkcję z naszych ogródkowych owoców po Babuni kontynuuje mój Tato. Wszystkei dżemy są cudowne, smakują słońcem i dzieciństwem, ale najlepszy jest wiśniowy... Za każdym razem, gdy odkręcamy wieczko słoika, mówimy Ignasiowi o jego pochodzeniu.

Wróćmy do czytelnictwa Ignaśka.
- Tu są drzewa! - wykrzykuje Ignaś, tykając w podnieceniu paluszkiem rysunkowe drzewa owocowe. - Jabłka, gruszki i... Wiśnie! Tu dziadziuś je zbiera. Jak popatrzymy, to on wejdzie do książki i będzie je zbierał i robił nasz dżem!

I jeszcze o niesamowitej pamięci Ignasia:
Gdy Igulek miał około roku, była u nas moja Mama. Igi przechodził wtedy fazę na "Kotki dwa". Usypiał tylko przy dźwiękach tej kołysanki. Podczas jej wykonywania należało umiejętnie i z wyczuciem przejść od wypowiadania słów do mruczanda. Igi nagle zażyczył sobie śpiewania tej piosenki. A dodam, że lat ma niemal 3 i pół. I stwierdza, gdy się produkuję:
- To jest piosenka, którą mi kiedyś Babu śpiewała. Jak byłem mały.

Miłego dnia!


24 marca 2014

Jak wkurzyć Matkę Kwiatka w kilku prostych krokach?

(lista utworzona po ponad 3 latach obserwacji)

1. Zacząć krytykować moje dziecko - niestety nic tak nie burzy miłej atmosfery, jak gość mówiący Twojemu dziecku, że rysunek, który właśnie wykonało jest strasznie brzydki. Nie będę się rozwodziła nad tym, jaka krytyka w ogóle jest słaba i że do absolutnie niczego dobrego nie prowadzi.
2. Wyśmiewać moje dziecko.
3. Udzielać szeroko pojętej pomocy wychowawczej, czyli:

  • mówić mojemu dziecku, co mu wolno, a czego nie (najlepiej w domu gospodarzy, bo tak jest najbardziej słodko)
  • dbać o fizyczne bezpieczeństwo mojego własnego dziecka (przy nas zakazywać mu robienia czegoś oraz kazać mu uważać i nie spadać... Proszę... Od tego jesteśmy my, koniec, kropka)
  • wtrącać się w rozmowę naszą i Ignasia, gdy próbujemy coś od latorośli wyegzekwować i "pomagać" nam w argumentacji (nagminne!)
  • porównywać Młodego ze sobą lub innymi dziećmi (równie słabe, jak krytyka)
  • wypowiadać się na temat naszych kiepskich metod wychowawczych
  • informować moje dziecko, że jest niegrzeczne
  • straszyć Ignasia (to oczywiście jedna z popularnych metod wychowawczych, których ja, nieoświecona, nie akceptuję, ale po to są inni, by mi pomóc...)
4. Dzielić się swoim jedzeniem i dawać pić ze swojej szklanki. To jakieś nagminne jest. Wszyscy chcą dawać obcym dzieciom ze swojego talerza, a wręcz widelca, czy nawet kęs kanapki właśnie przez siebie jedzonej, czy to tylko u nas? Bo ja już mam dość mówienia oczywistych oczywistości o higienie. Na końcu języka mam zawsze propozycję łożenia na opiekę dentystyczną Ignasia.
5. Palić przy Ignasiu. 
6. Dawać mu jedzenie, w szczególności słodycze bez naszej wiedzy. Pal już sześć naszą zasadę jedzenia słodyczy w sobotę i niejedzenia rzeczy, które mają syf w składzie, choć wkurzające to jest niesamowicie. Ale skąd ten ktoś wie, czy Igi lub jakiekolwiek dziecko nie jest na coś uczulone? Zagadka wciąż nierozwiązana.
7. Sypnąć stereotypem tu i tam. Dostanie się i lalkowi Michałkowi i ulubionym różowym spodniom Ignaśka. Zapytać, czy jest dziewczynką, bo bawi się opaską.
8. Przeklinać przy Ignasiu. Zmroziła mnie koleżanka, która wzięła Ignasia - świeżynka na kolana i zaczęła soczyście o czymś opowiadać, z użyciem najbardziej rynsztokowego słownictwa. Teraz po prostu mówię, że jak ktoś mi "k..." i "ch..." rezolutnego trzylatka nauczy, to będzie i oduczał.
9. Natarczywie wypowiadać się na temat wegetarianizmu. (Ryzykuję użycie słowa "natarczywie", bo misji zbawienia świata nie mam i nigdy nie zaczynam takiej rozmowy sama, chyba że informuję, czego z Igim nie jemy.) Ponieważ mnie to męczy równie mocno jak dym papierosowy, daję kilka szans, po czym usuwam się z takiego towarzystwa ;-)
10. Przy młodszym lub jeszcze nienarodzonym Ignasiu - straszyć nas, jak to kolejne etapy rozwojowe będą potworniejsze od poprzednich i jak nam da ten dzidziuś popalić ;-)
11. Karmić mitami i innymi mądrościami ludowymi na temat karmienia piersią. Dotyczy szczególnie lekarzy, ale i "wszystkowiedzących" zwykłych śmiertelników.
12. Zwracać się z pytaniami do mnie, zamiast do Ignasia - choć to najmniej szkodliwe jest. Ale ja naprawdę nie wiem, czy moje dziecię chce jeść, a jak tak, to co :-)
13. Wyręczanie mojego dziecka (i mnie). Jest powiedzmy Igi i jest kurtka. I nagle znajduje się dobra dusza, która mu ją zakłada bądź zdejmuje. Szkoda, że bez pytania, bo a. od pomocy mojemu dziecku jestem ja i jego tato, b. skoro nie pomagamy, to najczęściej znaczy, że on to robi sam. Niestety, kolejna rzecz spotykana nagminnie. Nagle okazuje się, że moje bardzo samodzielne (już od lat!) dziecko potrzebuje służby i asysty ;-) Po dłuższym wypadzie do takich "usłużnych" dusz nie jestem w stanie normalnie wyszykować się do przedszkola, bo moje dziecię uzyskuje wiotkość pacynki i traci jakąkolwiek wolę działania.

A co jest na Waszych listach?

22 marca 2014

Z krainy chichów

Zabieram się do obiadu. Igi rzuca się w kierunku kuchni, krzycząc:
- Poczekaj na mnie! Będę ci pomagał! Będę ci pomagał caaały dzień!
Igi jest doświadczonym i wytrwałym mieszaczem sosów oraz smażycielem (niezależnie od tego, czy na patelni jest jajecznica czy klopsy warzywne), ale naj, naj, najbardziej lubi gotować zupy, bo to wiąże się z obieraniem i krojeniem składników. Z kolei jego największą fascynacją jest przesuwanie topiącego się masła po dnie gara kopystką. Młody nadaje się też doskonale do postawienia go przy gofrownicy, ponieważ rwetes, jaki jest w stanie zrobić, gdy zapali się światełko, powoduje, że gofry nam się nigdy nie przypalają. Jest bardzo wyczulony na dźwięk timera odmierzającego czas pieczenia chleba. Ja go nie słyszę, ale na szczęście mam Ignasia, który trzyma pulchną łapkę na pulsie.
Igi jest też smakoszem surowego ciasta (o dziwo, woli chlebowe od słodkiego), a wczoraj gotowe gofry maczał przed schrupaniem w... cieście gotowym do wlania do gofrownicy ;-)


- Przedszkole to moja placa - oświadcza nagle Ignaś. - I basen to moja placa. Ja mam dwie placy.

Wysoki poziom abstrakcji

- Robisz ze mnie jajko - stwierdza z nagła Ignaś, patrząc na mnie.
- A co to znaczy? - śmieję się.
- Ja jestem jajkiem, a ty gotowaniem.

Igi co rano patrzy z nabożną czcią, jak maluję się do pracy.
- Łał... - mawia Ignaś - Ja też chcę mieć czarność na rzęsach...




21 marca 2014

Ignaś Puchatek

Nasze doświadczenie z Igusiem pokazuje prostą zależność. Jeśli coś jest Igulkowym hobby, jedzie z tym w samochodzie do przedszkola. Myślałam, że po tym, jak woziłam dziecię uzbrojone w mikser i lukrowacz do tortów, nie zostanę już niczym zaskoczona. Ale najwyraźniej nie doceniłam swojego Igulka ;-)
Który aktualnie wybiera się do placówki z... miodem. W słoiku. I z przezornie zabraną łyżeczką od kompletu. Po umieszczeniu w foteliku dziecię domaga się odkręcenia słoika i wygrzebuje z niego miód łyżeczką przez... dwie ulice, bo do przedszkola mamy właśnie tak daleko. (Ciechawe co Wieś zrobi, gdy noga i pogoda pozwolą mi wreszcie na piesze wycieczki do Uczelni)

Zaczęło sie od tego, jak nasz mały, wytrawny piekarz zabrał się za szafkę z dobrami do pieczenia. Najpierw wykończył to, co było na dnie litrowego słoja. Potem poprosił o pozwolenie zajęcia się "tym niedobrym miodem" i załatwił słoik napoczęty po świątecznych wypiekach w, bagatela, dwa dni. Teraz mały Puchatek zaspokaja się przez oskrobywanie ścianek obu słoików, na czym upływają mu popołudnia.

Wczoraj wybrał się do sąsiedniego miasteczka (cotygodniowe zakupy) oczywiście z miodem. W drodze powrotnej otrzymał do łapki bagietkę z oliwkami. Jadł ją z zamkniętymi oczami i zagryzał miodem, aż zasnął. Wiadomo, Śpiąca Królewna Ignaś :-)


18 marca 2014

Już Igi Wam pokaże, co to jest "niegrzeczne dziecko"!

Kiedyś pisałam, jak toczę pianę na myśl o kategoryzacji dzieci na dwie grupy - grzecznych i niegrzecznych. My nie kategoryzujemy, więc do niedawna Iguś nie wiedział, że można być niegrzecznym. Ostatnio jednak usłyszał, że niegrzeczne dzieci zamyka się w komórce, co mocno nim wstrząsnęło.

Tłumaczę zatem Kotkowi, że nikogo w komórce się nie zamyka za "niegrzeczność". I że grzeczne dzieci to takie, które są dobrze wychowane, mówią dzień dobry, dziękuję, proszę, przepraszam. Igi kwalifikuje się do tej grupy, oczywiście, przynajmniej częściowo. Gdy puści bąka, przeprasza pod nosem, po czym dobitnie oświadcza, że "puściłem bąka i powiedziałem przepraszam". Potraktowany znaczącym spojrzeniem, powtórzy prośbę z użyciem słowa proszę ;-) W moim odczuciu bardzo grzeczny z niego trzylatek. 

Poproszony, zademonstruje własne spojrzenie na niegrzeczność. I łypnie na nas spod oka i zmarszczonych blond brewek. O tak:

Z kolei dziecko "grzeczne" Igi interpretuje tak:

Przejmujaca wersja "niegrzecznego":

I warcząca odsłona "niegrzecznego":

Tu z kolei "niegrzeczność" ryczy jak lew:

A tu znowu ciska gromy spod marsa na czole:

A tu "niegrzeczność" jest psotna i wierci dziurki w arbuzie:

Przesyłamy pozdrowienia wszystkim "niegrzecznym" dzieciom!

17 marca 2014

Matka Kwiatka pod ochroną


Nie zamierzam pokazywać zdjęć mojego dziecka w samej bluzie i lekkim szaliku, bawiącego się na łonie natury. Żadnych nagrzanych słońcem zjeżdżalni i suchego piasku w piaskownicy. Ja się w ogóle nie będę wypowiadać na temat pogody. Nie powiem, co czuję, słysząc w "trójce", że w Paryżu jest 20 stopni. I nikt nie zobaczy, jak cudnie wygląda wioskowy motel, którego właściciele nie zdjęli świątecznych lampek z domu i nie będę opisywała, jak to pięknie komponuje się ze świeżutką, białą pierzynką.

Nie będę się też rozwodziła nad trudami naszej wczorajszej podróży do domu ze stolicy, kiedy to sunęliśmy przed siebie w pełnym słońcu, wokół bezkresna białość, a na dodatek wjechaliśmy w chmurę. Oślepiało nas tak bardzo, że Tato Kwiatka zaproponował, że będzie jechał z zamkniętymi oczami. Spłakaliśmy się oboje tak, jakbyśmy w samochodzie obierali kilogram cebuli bez okularów pływackich. A Igi nie, bo spał. Ten to akurat nie ma problemu z zamykaniem oczu gdzie popadnie ;-)

Mam ochotę odłączyć się od sieci. Na jakieś 2 miesiące. Opadła mi wena, jeśli chodzi o komentowanie zdjęć, z których na odległość śmierdzi wiosną. I nie odmówiłabym Deppowi, gdyby chciał mnie pocieszyć.

12 marca 2014

Z krainy chichów

Myję zęby Ignasiowi. Młody siedzi na brzegu umywalki a ciepła woda leci mu na stópki.
- O, jakie mam czerwone stopy - zauważa Igi. - Tu mam czerwone, a tu białe. Wyglądam jak flaga.

Wydalniczo
- Kiedy ostatnio siusiałeś Ignasiu?
- Ostanio.

- Kiedy siusiałeś Igi?
- Dzisiaj!

Igi bardzo podniecił się tym, że wczoraj zasnął na podłodze, w czasie rozmowy z nami. W związku z tym poinformował mnie, że dziś zaśnie na podłodze dwa razy, na kolanach jeden raz, a w łóżku dziesięć. Jak na razie nie zasnął ani razu :)

W domu rozbrzmiewa ostatnio najczęściej odgłos głuchych dupnięcio-plaśnięć, połączonych z sapaniem. To Ignaś "chodzi-skacze".

I jeszcze zabawy:
1. jajo + suszarka = autorska zabawa Ignasia w "przemieścić jajo":


2. odetnij róg kartonika z koncentratem i... zobacz, co zrobi z tym Twoje dziecko (moje uznało, że ma dzióbek i jest ptaszkiem):


Miłość wielka Kluski i Ignaśka:



Dobranoc wszystkim!

11 marca 2014

Prawdziwe, czy nie?

Taka sobie fotozagadka. Podoba się Wam ta flota? Sprowadzaliśmy z zagranicy :-)






Takie fajne rzeczy znalazłam TU :-)
I jeszcze tylko dodam: widzicie? Widzicie? Igi bawi się także "męskimi" zabawkami. A raczej ma taką możliwość. Bo jego zabawa resorakami polega głównie na wysysaniu reflektorów. Na pierwszy ogień poszła syrenka. Po uproczywym wysysaniu padł też kogut wozu milicyjnego. Igi oczywiście twierdzi, że wszystko to zrobiła nasza kotka. A auta fajne, metalowe :)

Powyżej w większości widzieliście projekt Taty Kwiatka pt. "Zabierz dziecku zabawkę, jedź z nią teren, kładź się na drogach w różnych okolicznościach przyrody i rób zdjęcia tak, by resorak udawał prawdziwy samochód".


Dałby się ktoś nabrać?

To miłego dnia :-)

10 marca 2014

Rzecz o podziwianiu sztuki

Pewnego pięknego dnia wybraliśmy się do lasu (tak!!! w okolicy jest LAS!), skuszeni wiadomością o występujących tam tymczasowo rzeźbach lodowych. Rzeźba znalazła się jedna. Igi był zachwycony i podziwiał ją na swój sposób.

Przedstawiam zatem zapis tego momentu, na dobry poniedziałek:

Miłego dnia!