Nasze doświadczenie z Igusiem pokazuje prostą zależność. Jeśli coś jest Igulkowym hobby, jedzie z tym w samochodzie do przedszkola. Myślałam, że po tym, jak woziłam dziecię uzbrojone w mikser i lukrowacz do tortów, nie zostanę już niczym zaskoczona. Ale najwyraźniej nie doceniłam swojego Igulka ;-)
Który aktualnie wybiera się do placówki z... miodem. W słoiku. I z przezornie zabraną łyżeczką od kompletu. Po umieszczeniu w foteliku dziecię domaga się odkręcenia słoika i wygrzebuje z niego miód łyżeczką przez... dwie ulice, bo do przedszkola mamy właśnie tak daleko. (Ciechawe co Wieś zrobi, gdy noga i pogoda pozwolą mi wreszcie na piesze wycieczki do Uczelni)
Zaczęło sie od tego, jak nasz mały, wytrawny piekarz zabrał się za szafkę z dobrami do pieczenia. Najpierw wykończył to, co było na dnie litrowego słoja. Potem poprosił o pozwolenie zajęcia się "tym niedobrym miodem" i załatwił słoik napoczęty po świątecznych wypiekach w, bagatela, dwa dni. Teraz mały Puchatek zaspokaja się przez oskrobywanie ścianek obu słoików, na czym upływają mu popołudnia.
Wczoraj wybrał się do sąsiedniego miasteczka (cotygodniowe zakupy) oczywiście z miodem. W drodze powrotnej otrzymał do łapki bagietkę z oliwkami. Jadł ją z zamkniętymi oczami i zagryzał miodem, aż zasnął. Wiadomo, Śpiąca Królewna Ignaś :-)
Igi jak zwyle rozbawil mnie do lez:-):-):-):-):-)
OdpowiedzUsuńO maj gad! Ignaś jest obłędny! :)
OdpowiedzUsuńsama slodycz ;-D uwielbiam spiace dzieci ;-)
OdpowiedzUsuńHohihi dobry
OdpowiedzUsuńech ten Igi i jego ściśle określone preferencje :) :) :) konsekwentny chłopak jest :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miodożercę ;) nareszcie jakaś bratnia dusza (uwielbiam miód!). Mnie jednak bardziej niż miód urzekł lukrowacz do tortów!
OdpowiedzUsuń