22 marca 2014

Z krainy chichów

Zabieram się do obiadu. Igi rzuca się w kierunku kuchni, krzycząc:
- Poczekaj na mnie! Będę ci pomagał! Będę ci pomagał caaały dzień!
Igi jest doświadczonym i wytrwałym mieszaczem sosów oraz smażycielem (niezależnie od tego, czy na patelni jest jajecznica czy klopsy warzywne), ale naj, naj, najbardziej lubi gotować zupy, bo to wiąże się z obieraniem i krojeniem składników. Z kolei jego największą fascynacją jest przesuwanie topiącego się masła po dnie gara kopystką. Młody nadaje się też doskonale do postawienia go przy gofrownicy, ponieważ rwetes, jaki jest w stanie zrobić, gdy zapali się światełko, powoduje, że gofry nam się nigdy nie przypalają. Jest bardzo wyczulony na dźwięk timera odmierzającego czas pieczenia chleba. Ja go nie słyszę, ale na szczęście mam Ignasia, który trzyma pulchną łapkę na pulsie.
Igi jest też smakoszem surowego ciasta (o dziwo, woli chlebowe od słodkiego), a wczoraj gotowe gofry maczał przed schrupaniem w... cieście gotowym do wlania do gofrownicy ;-)


- Przedszkole to moja placa - oświadcza nagle Ignaś. - I basen to moja placa. Ja mam dwie placy.

Wysoki poziom abstrakcji

- Robisz ze mnie jajko - stwierdza z nagła Ignaś, patrząc na mnie.
- A co to znaczy? - śmieję się.
- Ja jestem jajkiem, a ty gotowaniem.

Igi co rano patrzy z nabożną czcią, jak maluję się do pracy.
- Łał... - mawia Ignaś - Ja też chcę mieć czarność na rzęsach...




5 komentarzy:

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!