21 stycznia 2014

O hodowli dzieciaka niejedzącego mięsa :)

Z czym wiąże się taka hodowla?

Z tym, że nie musimy zmieniać poglądów i zawartości lodówki ze względu na występowanie takiego małego osobnika w naszym domu.
Z tym, że trzeba sie psychicznie przygotować na pytania "A co wy właściwie jecie?" Nie do końca przez całą swoją karierę (już ponad dekadę) niejedzenia mięsa wiem, jak na takie pytanie odpowiedzieć... Mam wszystkie produkty w szafkach wymieniać? ;)
Z tym, że trzeba uprzedzać o niejedzeniu zwierząt tych, do których idzie się w gości. I podpowiedzieć, jaki zamiennik bedzie niekłopotliwy w przygotowaniu.
Z tym, że będą komentarze o krzywdzeniu dziecka i z tym, że trzeba wziąć się w garść i albo poprosić o darowanie sobie takowych, albo zacząć tych komentujących omijać szerokim łukiem. (Ciekawostka: ograniczenie spożycia słodyczy jest jeszcze bardziej kontrowersyjne niż brak mięsa w diecie. Ciekawostka druga: nie spotkałam się nigdy z takim komentarzem od nie-Polaków.)
Z tym, że da się taką hodowlę bezproblemowo prowadzić nawet gdy jedno z rodziców - co prawda rzadko, ale jednak - nie potrafi się oprzeć hamburgerowi. TK miewa czasem ochotę kupić sobie i zjeść przy nas mięso. Da się.
Z tym, że ludzie wokół o tym nie pamiętają i zdarza się, że chcą się dzielić, powiedzmy chlebem z pasztetem lub szynką. I trzeba im przypominać, że pasztet to mięso. Szynka też.

A jak to wygląda w przedszkolu? W pierwszym przedszkolu mięso było w jadłospisie przez 2 dni w tygodniu. Ignaś dostawał wtedy potrawy wege gotowane dla wegedzieciaków. Drugie przedszkole było wegańskie, zero problemu, rewelacyjne jedzenie. Obecne przedszkole jest jak najbardziej mięsne, ale mamy przekochanego kucharza, który powiedział, że dla niego ugotowanie czegoś wege dla Ignasia to żaden problem. Super, bo wstępnie dyrektorka mówiła mi, że będę musiała przynosić Ignasiowi obiady ugotowane w domu. Z mlekiem też nie ma problemu, w przedszkolu jest też inne niż krowie, którego Igi nie dostaje.

Z czym jeszcze należy się liczyć?
Z tym, że jednak z dzieckiem trzeba przeprowadzić rozmowę (i to niejedną) o tym, dlaczego my mięsa nie jemy, a inni tak. Ja nie owijam w bawełnę i mówię prawdę, że żal mi zwierząt i nie chcę ich jeść. Gdy Ignaś będzie trochę większy, wejdziemy w temat głębiej.
Z tym, że dziecko może chcieć spróbować mięso. Trzeba rozsądnie obserwować, co się dzieje. Ja porozmawiałam z naszymi boskimi przedszkolankami, które wiedzą już, że mają mi powiedzieć, gdyby coś się zmieniło. Wszak to one widzą go wśród dzieci, które mają inną dietę. Jak na razie Ignaś jest jedynym dzieckiem w grupie, które nie je mięsa, ale jest więcej niż OK z tym faktem - przynajmniej na razie. 

Nie zakładamy, że Igi będzie miał taką dietę zawsze. Do niczego nie jest zmuszany. Jeszcze w ciąży wspólnie z moją niewege połową ustaliliśmy, że z początku swojego życia Ignaś jeść mięsa nie będzie, potem zobaczymy. Nie mamy żadnej granicy wiekowej. Po prostu rozmawiamy z Ignasiem i obserwujemy go. Mówimy mu, że jeśli będzie chciał jeść mięso, to będzie to robił, bo będzie to jego decyzja.

Od koleżanek w Polsce słyszałam jednak budzące mój zupełny sprzeciw historie o ich bezmięsnych dzieciach i reakcji innych. Kilkoro rodziców boryka się ze sporym problemem, bo inni opiekunowie (np. dziadkowie) twierdzą wprost, że gdy będą mieli dziecko pod swoją pieczą, będą je karmili niezgodnie z zaleceniami rodziców. Dla mnie to nie do pomyślenia.

Cieszę się też, że mamy pełne poparcie ważnego domownika, jakim jest Tato zainteresowanego. Choć sam jada czasem mięso, nie wyobraża sobie podawania go Młodemu.

Taka hodowla wiąże się też z tym, że można być świadkiem takiej sytuacji:

Tato Kwiatka zabiera syna na lody. Kupują smakołyk, siadają, TK zabiera się do jedzenia. Igi nie, bo musi zadać pytanie upewniające:
- A czy w tych lodach jest mięso?

:-)

Jest wśród was ktoś, kto nie je mięsa? Jakie wrażenia?

PS. Świadomie nie piszę, że jesteśmy wege, choć jak ktoś pyta to dla ułatwienia właśnie tak mówię. Czasem jemy bowiem ryby.

19 komentarzy:

  1. Odważnie, gratuluję. U nas sprawa z dziadkami i ogólnie otoczeniem wygląda mniej więcej tak
    http://dziendobrypani.blogspot.com/2013/12/co-ty-wiesz-o-wychowaniu.html
    Więc pewnie też by się skończyło na ukradkowym podawaniu "zabronionych" produktów. Bo przecież wszyscy wiedzą lepiej. Pozdrawim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie taka ingerencja otoczenia jest zupełnie nieakceptowalna.
      Dzięki za komplement, choć jakos odważna się nie czuję, po prostu nie mogłabym inaczej :)

      Usuń
  2. Ja zostałam wegetarianką i po miesiącu okazało się, że zaszłam w ciążę. Lekarz powiedział, że jakbym od dłuższego czasu była wege to bym mogła w ciąży też być, ale ja jestem za krótko i nie zbilansowałam jeszcze dobrze swojej diety, więc mięso muszę jeść... Zmuszam się więc żeby co 2-3dzień jakaś małą porcyjkę zjeść, ale po ciąży chce znów być wege!! Ale też chyba nie do końca będę umiała z ryb zrezygnować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a powiedział, o jakie konkretnie składniki chodziło? z ciekawości pytam.
      ja i wiele moich koleżanek miałam wstręt nawet do zapachu mięsa i ryb, więc nie jadłam ryb przez pierwszą połowę ciąży. do tego wymiotowałam jak kot, az do odwodnienia, więc zgaduję że odżywczo to byłam na minusie ;-)
      ja jestem coraz bardziej gotowa na rezygnację z ryb :) ale jeszcze torchę to potrwa.

      Usuń
    2. Głównie o żelazo się boi, bo po porodzie miałam okropną anemię i teraz sama bym chciała zrobić wszystko co się da, byle by tylko podbijać hemoglobinę do góry... Na szczęście najbardziej odrzuca mnie kurczak, a ponoć najwięcej żelaza w czerwonym mięsie, więc się do niego głównie zmuszam. Ale ten 1 trymestr to też myślę, że tak bardzo sobie nie zaszkodzę tym niejedzeniem, jak mi mdłości przejdą (liczę, że już w 4 mies będzie spokój!), to wtedy zacznę konkretniej uzupełniać niedobory :)

      Usuń
    3. Rozumiem. A powiedziałaś mu, że od mięsa Cię odrzuca ciążowo? Wszak są inne i to skuteczne sposoby podbijania żelaza :)
      Powodzenia z tymi niedoborami!

      Usuń
  3. ja wiem, że się da, ale ja mięso tak lubię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby mi ktoś powiedział te kilka lat temu, że ja, taki zadeklarowany mięsożerca, zrezygnuję z tego "smakołyku" całkowicie (nie licząc ryb), to chyba pękłabym ze śmiechu :)

      Usuń
  4. Ja mięsko jadam, choć nie często. Bardzo lubię potrawy wegetariańskie, więc chyba nie miałabym problemy z zostaniem wegetarianką.Wegetarian podziwiam za pomysłowość w komponowaniu pyszności. Fakt wegetarianizm dziwi ludzi mniej niż ograniczenie spożycia słodyczy. My jeszcze przed urodzeniem Stasia postanowiliśmy, nie faszerować go słodyczami, które w głównej mierze są chemią. Staś w ogóle nie jada słodyczy. Dziadkom trudno się z tym pogodzić, a w większość cioć i tak kupuje mu czekolady. Strasznie mnie to denerwuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uogólniając - jakiekolwiek odejście od normy albo nie jest odnotowywane, albo krytykowane. No i jest jeszcze trzecia, najfajniejsza opcja - szacunek dla wyborów drugiej osoby i to lubię najbardziej :)

      Usuń
    2. Dodam jeszcze, że muszę potwierdzić - dieta bezmięsna, o ile nie natrafimy na wegetarianina jedzącego bułki i zupki z paczki, a zagryzającego to pizzą, jest niesłychanie bogata. Okazuje się, że gdy na talerzu zaczyna brakować zwierzaka, ludziom włącza się kreatywność ;)

      Usuń
  5. Mam jedną koleżankę która jest weganką, podobnie jak jej mąż, ale dziecko nie - już wielokrotnie miałam się zapytać dlaczego dziecko ominęła taka dieta, ale jakoś wiecznie się krepuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłabym ciekawa! Znam kilka przypadków podawania dziecku mięsa przez wegerodziców ze względu na przykład na presję środowiska.
      Ja miałabym z tym kłopot z prostej przyczyny: kiedyś mogłam, teraz już nie daję rady gotować mięsa. W restauracji zniosę, ale w domu nie chcę mieć zapachu mięsa.

      Usuń
  6. My mięso jemy sporadycznie, tzn wróć....wędliny niestety dość często:/ Ale przeważają dania warzywne, zdecydowanie. Wegetarianie mi nie wadzą, z resztą wiesz:) poza tym sama kiedyś byłam:) Miałam w przedszkolu jedno wege dziecko i był drobny problem, bo rodzice zapytani reagowali podenerwowaniem, pewnie uprzedzali atak z drugiej strony...a mały raz mówił, że chce mięso bo kocha mięsko innym razem, że nie...i bądź tu człowieku mądry:P A wege dieta jest najzdrowszą dietą jaka może być:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, ja tu w zasadzie mam spokój i RACZEJ mi się nikt do mojej michy nie wtrąca. Choć zdarza się. No ale znając realia polskie, nie dziwię się nieco obronnej postawie tych rodziców. Z drugiej strony, jeśli decydujesz się na taki krok, jak niejedzenie zwierząt wraz z dzieckiem, musisz mieć w zanadzru spokój i trochę argumentów lub spokojną odpwoedź o braku chęci tłumaczenia się - w zależności od podejścia. Bo gdy temat wypłynie, będą pytania. Może też być obraźliwie, trzeba się z tym liczyć i nastawić psychicznie.
      Ja (o czym wiesz) szykuję się na wegańską, ale kurka jak mi Igi bez żółtego sera przeżyje? Mleko odstawione definitywnie, w przypadku Wiesia, bo ja jednak latte jeszcze czasem pyknę ;)

      Usuń
    2. Wiesz nie ma co się kurczowo trzymać idei, jeśli Wiechu lubi żółty ser (wcale sie mu nie dziwię;P ) to może mu zostaw choć ser:) może z czasem sam od niego odejdzie:)

      Usuń
    3. No właśnie nie trzymam się kurczowo, więc Wiesław je ser. Ale dylemat jest

      Usuń
  7. Podziwiam, bo na pewno nie jest łatwo - szczególnie odpierać argumenty o krzywdzeniu dziecka. Brawo, brawo! My jesteśmy mięsożerni, ale dbam, aby mała dostała je raz na jakiś czas, a nie jak radzą, co drugi dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się z tego po prostu śmieję, chyba że ktoś ma misję i mnie nawraca ;)

      Usuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!