13 stycznia 2014

Sidło na krokodylka

Wiecie, jak to jest? Kiedy jedyne zobowiązanie, jakie się ma, to odprowadzenie potomka na Uczelnię o w miarę przyzwoitej porze i nawet to nie wychodzi? Przestałam już nawet próbować tłumaczyć Kwiatowemu Tacie, skąd u mnie takie poślizgi czasowe...

Ale czasem przychodzą takie cudne dni, kiedy wszystko toczy się, jak powinno, a nawet lepiej. Mogę powiedzieć wprost: uwielbiam krokodyle!

Tak, Igi boi się krokodyli. I strachów na wróble. I rycerzy. Krokodyle były jednak strachem pierwszym i przez to są chyba jednak najważniejsze w życiu naszego Stworka.

Tego pamiętnego dnia przeżyliśmy rano odwiedziny dwóch krokodylków. Tatuś i synek wpadli, by postraszyć Ignasia, gdzieś w okolicy mycia zębów. Igi szybko krokodyle oswoił i zaopiekował się krokodylim dzidziusiem. Gdy myłam zęby, mały krokodyl zgubił kurtkę i obuwie. Między jednym kółeczkiem a drugim musiałam wyczarowywać kolejne kurtki oraz po dwie pary obuwia (koniecznie kozaki plus kalosze!) w konkretnych kolorach. Niesforny krokodyl gubił ubranie nieustająco. W końcu Igi zajął się pokazywaniem swojemu podopiecznemu jak zakłada się rajtki, więc mogłam przestać być czarownicą. Ranek płynął wartko, a wszystkie czynności przebiegały nam zadziwiająco sprawnie. Igi nie plątał się pod nogami, nie wył i nie urządzał awantur. Ubierał siebie i krokodyla, pokazywał mu swoje ukochane puzzle, chyba poglądowo szybko też je złożył. Bez rozpraszania zjadł śniadanko. Gdy przygotowywałam swoją kawę, Igi biegał zaaferowany, zakładając nadprogramowo swoje kozaki i lulając krokodyla. Znalazł mu nosidło, które nazwał "sidłem" i układał w nim krokodylątko na drzemkę. I tak oto, gdyby ktoś do nas niespodziewanie wpadł, zastałby mnie nad wielkim kubkiem kawy, a dziecię moje chodzące po domu w wielkich kozakach i nucące kołysankę własnej produkcji do pustej, ortalionowej rękawiczki. 

"Sidła" znaczy :D

Dziś w zasadzie też nie mogłam narzekać. Od kilku dni Igi spędza długie godziny przy zlewozmywaku, gdzie wlewa, przelewa, sączy, ciurka, tapla i co dusza zapragnie i z czym zapragnie. Gdy zapytałam o wczorajszą gigantyczną kałużę na podłodze oraz zalane blaty i szafki, stwierdził, że "woda mu się wysypała".
Przedtem poranek spędził nad donicą od choinki. Zajmował się "Panulkiem", czyli panem nurkiem, breloczkiem sprzedawanym przez wspomnianych ratowników. Panulek miał bowiem ochotę nurkować w donicy, więc Igi spełniał sumiennie jego życzenia. Przez 3 godziny.


10 komentarzy:

  1. Jeny 3 godziny:) 3 godziny dla siebie, na cokolwiek...pozazdrościć:D Chyba za rok poprosimy Was o Panulka:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawda jest taka, że nigdy nie wiesz, jaki śmieć stanie się Zabawką Tygodnia (lub Miesiąca)... ;)
      ale nic to, załatwię Hanuszce panulka :D a nuż się zakocha!

      Usuń
  2. 3 godziny! Po 15 minutach dzwoniłabym profilaktycznie na pogotowie, bo taka sytuacja nie miałaby prawa się zdarzyć w naszym domu. Córka boi się rekinów, co bezczelnie wykorzystuję podczas działań oporowych związanych z kończeniem spaceru albo wchodzeniu po schodach. Proszę mnie nie linczować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wchodź szybciej po schodach, bo rekin za nami tupie", czy jakos tak? ha ha ha!!! :)
      Niestety, człowiek nigdy nie wie, czy dana zabawa będzie trwała 3 sekundy do wielkiej afery, czy aż 3 godziny. złapałam się na tym, że nie zabieram się profilaktycznie za nic wymagającego wiele czasu, spodziewając się zawsze najgorszego. niesłusznie ;)

      Usuń
  3. Intrygujący tytuł..
    Dziecięca wyobraźnia mnie powala :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, mnie też :) ale dzięki temu nigdy mi chyba tematów do pisania nie zabraknie :D

      Usuń
  4. o matulu! krokodyle dziecię w sidle będzie mi się chyba dziś śniło... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, by zaopatrywać je hurtowo w odzież wierzchnią :) :) :)

      Usuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!