25 sierpnia 2013

O ulotnych chwilach, małych naukowcach i irytacji

Poznałam kiedyś pewną kobietę. Była bardzo rześką i czerstwą staruszką, czynną zawodowo nauczycielką. Popalała elektronicznego papierosa i opowiadała o kolejnych miejscach, które bolą ją po najnowszych upadkach z konia. Jej pasją i dodatkowym zajęciem była dwujęzyczność u dzieci - dawała wykłady, świadczyła pomoc indywidualną i sypała jak z rękawa ciekawymi (choć często przerażającymi) historiami. 

Najbardziej jednak utkwiły mi w pamięci jej słowa o różnicy między byciem matką i babcią. Mówiła, że jako mama miała mało czasu, a mnóstwo obowiązków. Nie uczestniczyła do końca w życiu swoich dzieci, poganiała je, bo ciągle musiała się gdzieś spieszyć. Jako babunia przyhamowała mocno i teraz z radością spędza każdą wolną chwilę z wnukami. Nie może się nadziwić, jak długo może trwać każdy spacer, gdy dziecka nie ciągnie się na siłę za rękę. Trawka, kolorowy listek, robal, świetny kamień o niepospolitym kształcie - dziecko stawia kroki powoli, a czasem wraca - bo płyta chodnikowa wydała ciekawy dźwięk, który trzeba powtórzyć. Albo okazało się, że pod obluzowanym kamieniem jest woda, która tryska pod naciskiem stopy. I trzeba całą wychlapać. 

Opowiadała nam to z rumieńcem na twarzy. A dziś natrafiłam na ten oto artykuł: Why it's good to stop saying no to your toddler - piękny tekst. Myślę, że ta sympatyczna nauczycielka - babunia przyklasnęłaby mu z największą radością i zrozumieniem :)

14 komentarzy:

  1. my z Majka jak nie ide do pracy jestesmy jak ta babunia - nic nie ominiemy... mamy to szczescie az 4xw tyg. chyba zostało mi dziękować za to losowi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak :) to chyba najwspanialsze chwile z dzieckiem...

      Usuń
  2. Ja mam z tym probelm. Zbyt często mówię nie, choć się staram i choc wiem, że inni mówią częściej. Wolę pochować pewne rzeczy niż wszystko Młodej zabierać, choć nie zawsze jest to możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co do spacerów - teraz znów mamy na nie czas, czego nie było kiedy pracowałam. Nigdzie sie nie spieszymy:)

      Poza tym, wiesz z resztą - wrzucam na luz z wieloma rzeczami (tyle ile mogę, choc mogłabym więce). Jak młoda zje coś z podłogi to trudno. Byle nie znajdywała nic w kuwecie:P

      Usuń
    2. taki spokój to stan umysłu. nie wymagajmy od siebie aż tak wiele - życiowe zmiany, wielkie przeprowadzki w liczbie mnogiej (!) - to sprzyja stresowi, a nie osiąganiu zen! przecież wiesz, że jesteś fantastyczną mamą :)

      Usuń
    3. No to mnie teraz połechtałaś:D

      Usuń
  3. nasze babcie niestety też zaganiane

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety ale to nie babcie moich dzieci. Jedną zgorzkniała druga pracująca. Szkoda

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawda. Mam nadzieję, że będe o tym przy drugim dziecku bardziej pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Żeby tylko się nigdzie nigdy nie spieszyć. Choć my w zasadzie takich leniwych spacerów mamy mnóstwo, mam nadzieję, że zaprocentują.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, zastanawia mnie jakie mogą być przerażające przykłady dwujęzyczności u dzieci? Do głowy przychodzi mi tylko widok dwóch języków w buzi ;-)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!