Dziś jest taki dość smutny dzień. Za oknem, mimo obiecującego poranka, zaczęło padać, a w domu panuje dziwna cisza. Ania z Hanią są w samolocie i niedługo wybiegną na płytę lotniska, by po chwili wpaść w objęcia czekającego na nich męża i tatę.
Ignaś od samego początku wiedział, że dziewczyny wyjadą. Im bardziej zbliżał się termin rozstania, tym bardziej napięta była atmosfera. Dzieciaki co prawda dogadywały się coraz lepiej i bosko ze sobą łobuzowały, ale wystarczyła mała iskra, by dobrą zabawę przekształcić we wrzaskliwą bitwę z tłuczeniem, wyciem i dręczeniem (w tym pierwszym i ostatnim celował zwłaszcza Ignaś). O wyjeździe mówiliśmy otwarcie, dla Ani wiązał się z rezygnacją z dotychczasowego życia, a więc - wiadomo - stres.
Wczoraj wieczorem usiedliśmy sobie na kanapie, by się pożegnać. Wzruszenie dało o sobie znać bardzo szybko, więc dla oswojenia problemu przydatny okazał się najnowszy nabytek - "Mapy" Mizielińskich. Zlokalizowaliśmy naszą Wyspę oraz tę, na którą wybierała się Ania. Samolotem! Ta wiadomość zelektryzowała Ignasia. Podobnie jak ta, że będziemy do siebie dzwonić, pisać, a przede wszystkim - odwiedzać się. Chociaż Zdziś po chwili uciechy zreflektował się, posmutniał i stwierdził:
- Ale my nie mamy samolotu...
No tak. Nie da się ukryć. Wyjaśniłyśmy mu tajniki podróży samolotem bez posiadania takiego środka transportu i uspokojony poszedł spać.
Dziś rano Igulek wstał. Poszedł do salonu, kuchni, zajrzał do małego pokoju i łazienki.
- Gdzie jest Ania i Hanka? - zapytał drżącym głosem.
- Już wyjechały - odpowiedziałam.
Reakcją na to była podkówka i rozdzierający serce płacz z krzykiem "Ania wróć do nas!"
Ania zostawiła Ignasiowi list, który przeczytałam mu, jak już się uspokoił. Słuchał z napięciem, choć odwrócony. Obserwowałam jednak zmieniający się wyraz jego twarzy w reakcji na list - widać, że pomógł mu w przeżywaniu rozstania.
Ja też samolubnie smucę się z powodu wyjazdu tych dwóch wspaniałych dziewczyn. Spędziły u nas prawie 3 miesiące, bardzo się tego obawiałam i jakże pozytywnie rozczarowałam! Wiem, że teraz rozpoczyna się dla nich nowy, wspaniały rozdział w życiu i z całego serca życzę im powodzenia. I cieszę się, że kilka miesięcy temu wpadłam na ten szalony i nie mający szans powodzenia pomysł, by zapytać koleżankę blogerkę o opiekę nad Ignasiem.
Dziewczyny - dziękujemy za wszystko! Tęsknimy...
tak pięknie napisałaś,że ja też się zasmuciłam.
OdpowiedzUsuńjak to mówią:wszystko co dobre szybko się kończy...
Na szcęście - god bless skype, no i będzie pretekst do pisania listów analogowych, których strasznie mi brakuje, odkąd odesla moja Babunia.
UsuńTo już? Aż mi się smutno zrobiło :( Z drugiej strony cieszę się, że Ania wreszcie będzie ze Ślubnym! :) Długą drogę przeszli aby być w tym momencie.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo długą. Ale takie rozstania są czasem dobre dla odświeżenia związku. też przechodziłam.
Usuńzawsze w takich momentach mówię sobie-nie płacz,że się skonczyło,ale ciesz,ze wydarzyło!
OdpowiedzUsuńFajna myśl :)
UsuńOjejku mam ciarki na ciele. Cały czas kibicuję dziewczynom i chociaż u Was tak smutno to cieszę się, że One w końcu będą z mężem i tatą.
OdpowiedzUsuńJa i one też :)
UsuńTo naprawdę smutne choć wiadomo, że nic złego się nie stało. Faktycznie pomysł był szalony, ale czymże by było nasze życie bez szaleństwa.
OdpowiedzUsuńByłoby nudnym pasmem przewidywalnych wydarzeń :)
Usuńaj no i sie popłakałam:((((((((choć nam pewnie łatwiej znieść rozstanie, to i tak przeżyłam szok po wyjściu z lotniska... potem kolejny i kolejny....wyjścia mam dwa: albo zaakceptować zmianę albo spakować rzeczy i z cała rodzina przenieść się na Islandię... Tęsknimy...ale do zobaczenie na Skype i u nas lub u Was:)
OdpowiedzUsuńA przenoś się, przenoś :)
Usuńpodziwiam za pomysł! i odwagę!
OdpowiedzUsuńPomysł podyktowany był bezsilnością, taka rozpaczliwa propozycja - nie nastawiałam się nba to, że się uda. I się zdziwiłam ;-)
UsuńNo i na koniec dnia, rozmazałam sobie cały makijaż[nieważne!]... Nie tylko dorośli się przywiązują,dzieciaki również i to o wiele bardziej... Piękne to przywiązanie!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne. trochę brutalne, trochę bolesne - takie specyficzne.
UsuńSmutno mi . Ale tak jak napisałaś mi , że to nowy rozdział dla nich. Wiem co to za emocje, trzy lata temu , po trzech latach opieki zostawiłam czwórkę rodzeństwa, którym się opiekowałam, żeby zacząć lepsze życie w uk.
OdpowiedzUsuńO jak mi smutno :'/
Trzymajcie się