27 sierpnia 2013

O zapachu lata i wulkanach

Każdy chyba zna to uczucie, gdy poczujemy jakiś zapach i natychmiast w głowie pojawiają się wspomnienia. Ci, którzy mają zapachowe wspomnienia mają niestety przerąbane, razem z tymi, którym z konkretnymi wydarzeniami lub okresami kojarzą się smaki, muzyka, a nawet ci, którzy śnią na kolorowo. Tacy ludzie mają ponoć większe skłonności do depresji niż ci, którym smak naleśników z wiśniami i bitą śmietaną nie kojarzy się z wakacjami u babci. W sumie nigdy nie przeszkadzało mi bycie w tej grupie podwyższonego ryzyka, rozkoszowałam się miłymi wspomnieniami i zmysłowymi doznaniami.

Aż do dziś.

Ale od początku. Pewnego letniego dnia wstaliśmy, obczailiśmy aurę za oknem (syf, malaria, ściana deszczu i ołowiane chmury), więc każdy zajął się swoimi sprawami. Kwiatowy Tato napomknął coś o kawie i zaczął krzątać się w kuchni. Byłam akurat w łazience, gdy kątem ucha zanotowałam jakieś poruszenie w kuchni, chyba usłyszałam przekleństwo. Kończyłam właśnie mycie zębów, gdy dotarł do mnie. Nieopisany, otępiający zmysły smród. Jakby wataha niewykastrowanych kocurów zsikała się na komendę. Z trudem opanowałam odruch wymiotny i nawet nie zemdlałam. Wszedłszy do kuchni, zobaczyłam co następuje: moja druga połowa miotała się po pomieszczeniu z koszulką na twarzy, mnąc przekleństwa w zasłoniętych ustach, nie dając się torsjom, a sprzęty i szafki pokrywała niezydentyfikowana maź.

Co się stało? A nic takiego. Puszka z kocim jedzeniem się stała. Kwiatowy Tato zabrał się za parzenie kawy, a gdy kuchnia wypełniła się bulgotaniem ekspresu i kawowym aromatem, koty dały o sobie znać, ocierając mu się o nogi. Głodne znaczy. Gdy otwieracz przebił puszkę, wydobyło się z niej długie, głośne psyknięcie, a po chwili całość zaczęła kipieć jak wulkan szczelinowy. W przypływie paniki TK wyrzucił cuchnące paskudztwo przez okno, doprawiając mazią siebie, podłogę, ścianę, jutowy pojemnik na ziemniaki, parapet i okno wraz ze wszystkimi szczelinkami. Smród obudził nawet Anię śpiącą w zamkniętym pokoju. Tylko Ignaś pozostał nieświadomy rozgrywającego się dramatu, spokojnie posapując przez sen w sypialni.

Wyszorowaliśmy całą kuchnię. Kilka razy. Zdezynfekowaliśmy ją. I siebie. Puszkę w kilku workach foliowych wynieśliśmy na śmietnik. Ale i tak ten i kilka następnych dni był pod znakiem odrażającego zapaszku.

Dziś jadłam pyszny obiad. Nikt nie gramolił mi się na kolana. Nikt nie wyżerał mi z talerza. Nikt nawet nie wył. Cisza, spokój, wymarzone warunki do konsumpcji. Ignaś bawił się na podłodze - rzucał kotce chrupki, przemawiając do niej czule. Kotka nie mogła się odnaleźć w tej nietypowej sytuacji. Przyzwyczajona do wrzasków, gonitw i wszystkiego, co jest odwrotnością czułości, nie mogła się zdecydować, czy to pułapka, czy nie. Uciekać, zostać, bronić się? I tak siedziała, niepewna i zdziwiona, rozdarta między instynktem i własną żarłocznością, a Ignaś kontynuował swój monolog. I rozrzucał chrupki. Za sobą, przed sobą, wszędzie. I wtedy dotarł do mnie znowu. Trochę kwaśny, trochę mdląco-słodkawy, lepki, ohydny - zapach tego lata, zapach kociego jedzenia. Obiad stanął mi w przełyku i długą chwilę zastanawiałam się, czy dam radę przełknąć ostatni kęs.

Ignaś idzie właśnie na basen. Tak pachnie latem, że bez kąpieli nie mogę go przytulić...

9 komentarzy:

  1. Oj też mam takie smrodliwe wspomnienie. Niestety dzięki Twojemu wpisowi właśnie mnie mdli. Wspomnienie wróciło fuuuuj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam....
    To najbardziej traumatyczne przeżycie tego lata.... aż mi się niedobrze zrobiło...to było straszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja serio nie wiem, co za syf jest w kocim jedzeniu! I to nie mokre, ale chrupki zalatywały tak obrzydliwie. Fuuuuuj!

      Usuń
  3. Dla mnie wystarczy wejsc do zoologicznego;( ale lubie kojarzyc wydarzenia smakiem, zapachem lub muzyka:)I nie mialam pojecia ze w grupie potencjalnych samobojcow mnie to umieszcza;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, ja też nie, myślałam że to kwestia dobrej pamięci i celebracji wspomnień, a także łączeniu faktów ;)

      Usuń
  4. O rety doskonale Cię rozumiem, mam tak samo. Jest nadwrażliwa na różne zapachy. Nawet czytając twój wpis robiło mi się nie dobrze na myśl o tym smrodzie :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Na szczęście takie wspomnienia mnie nie nachodzą!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam to wszystko smaki, zapachy, muzyka. Jak bum cyk cyk, jak sobie kilka dni temu zrobiłam syrop z cebuli na bolące gardło, bo pamiętałam, że mama taki robiła, gdy byłam mała to po pierwszej łyżce usłyszałam w głowie "Co powie tata" i "Zuzia, lalka nieduża" - musiałam widocznie tego słuchać podczas jakiegoś chorowania ponad 20 lat temu.
    Ale serio? Sny też mają wpływ na te potencjalne stany depresyjne? Bo ja nie tylko śnię na kolorowo albo czarno-biało jak w starym filmie. Ja miewam sny animowane, albo częściowo normalne a tylko niektóre postaci są animowane. A hitem był sen z napisami końcowymi... Jak tak dalej pójdzie to się psychicznie nie pozbieram ;-)

    Na wszelki wypadek ignoruję temat przewodni postu. Wolę nie myśleć o tej puszce :-)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz się nie pojawił? To dlatego, że oczekuje na moderację. Opublikuję go najszybciej, jak tylko będę mogła!