No i wreszcie wyczekiwana sobota - najulubieńszy dzień Igusia (bo do szczęścia brakuje mu jedynie wizyty w przedszkolu). Imieniny Kota, czyli rytualny czas słodyczowego obżarstwa. Ostatnio wpadłam na nowy pomysł - wykładam całodzienny przydział na talerz, który dumny posiadacz może okupować już od samego rana i zaraz po śniadaniu zdecydować samodzielnie, kiedy wszystko zjeść. Na jedno posiedzenie? A może z przerwami? Wybór należy do Ignasia.
Igi usiadł przy stole i zaczął jeść. Po długim czasie pełnym czekoladowego szczęścia stwierdził lekko drżącym głosem:
- Już nie chcę więcej...
Podpowiedzieliśmy mu, że może zostawić swoje żarełko i pójść się bawić, co też zrobił. Z talerza nie zniknęło wiele - 2 kostki czekolady i półtora ryżowego krakersa z czekoladą. Naruszone zostały górki z nerkowców i płatków migdałowych. I tyle.
To be continued :)
Staram się w miarę możliwości, by słodyczowy wybór nie był zupełnie nie do przyjęcia. Chrupki ryżowe są niezbyt słone, czipsy ze słodkich ziemniaków, ciemna czekolada, krakersy ryżowe, precelki i trochę ozdób do pierniczków. A do tego stały, codzienny zestaw - migdały, siemię lniane, sezam, owoce goi, orzeszki nerkowca, pestki dyni. Mamy jeszcze ciasto, które piekłam niedawno.
I przeszczęśliwy Wieś:
Dobry pomysł.
OdpowiedzUsuńJa próbuję uczyć Alę aby nie wkładała do buzi na raz całego opakowania tic-taków.
Nawet mamy efekt, bo jak kogoś częstuje zaznacza z góry, że jeden:)
ta dziecięca gościnność :)
UsuńFajny pomysł z dobrociami na talerzu ;)
OdpowiedzUsuńAutorski :) najpierw zaczelo sie od wprowadzenia tylko jednego dnia ze slodyczami, teraz ulatwiam sobie zycie tym talerzem, bo latac i ciagle podawac czekolade to nie dla mnie :)
Usuńtak, jak się babci domu nie ma to jeden dzień słodyczowy jest realny, otherwise, no way ;)
OdpowiedzUsuńTo ja chyba taka asertywna jestem (pewnie na pograniczu gburowatosci), ze sobota i koniec ;) choc przez wiekszosc roku i tak srednio sie tyym martwie :D
Usuńbardzo dobry pomysł z tą słodką sobotą :) Moja mama z pewnością by się dostosowała, ale babcia numer dwa z pewnością nie :D
OdpowiedzUsuńA wizyty u Babć nie zawsze wypadają w sobotę :D
Pozdrawiam serdecznie,
Magda ( http://mateuszkowy-blog.blogspot.com/ )
ja akurat w wypadkach, w których ktoś komentuje nasz wybór odnośnie słodyczy, mam ochote zapytać, czy ta osoba będzie młodemu sponsorowała dentystę... ;)
UsuńGratuluję i podziwiam za takie samozaparcie. Nawet zazdroszczę. Sama nie dałabym rady tak tylko raz w tygodniu, więc nie ma mowy bym zaserwowała ten pomysł rodzinie.
OdpowiedzUsuńA na zdjęciu... to TEN mikser? Zaintrygowałaś mnie bardzo... ;-)
jakos nie jest mi trudno z Wiesiem przeprowadzać takich rzeczy. ale ja sztywniara jestem i konsekwencją mogłabym zabić chyba.
Usuńpewnie, że TEN mikser. co więcej, on działa, wiec igi go sobie czasem podłącza w ekstazie do kontaktu i jak twierdzi "miksuje podłogę" - potworny hałas z tego wychodzi. cieszymy sie jednka, że nie miksuje sobie palców lub oczu ;)
Mój spryciarz się nauczył, wie gdzie są słodkości i wciąż mnie tam prowadza i pokazuje co chce. A jak wyrodna matka dać dziecku czekolady nie chce, to idzie ryczeć ojcu- bo ojciec od razu mu daje żeby tylko spokój mieć. A potem na mnie narzeka że rozpuszczam dziecko. Ja rozpuszczam :D
OdpowiedzUsuńW jedności siła. Generalnie jestem przeciwna sztucznym sojuszom, ale na słodycze jestem niezwykle cięta. Szkoda potem takie maludy katować dentystą, szkoda dawać nieodżywcze zapychacze... Ale przecież dzieci wiedzą, co robić, to bytrzy obserwatorzy. Natyralnie zwrócą się z prośbą do tego, kto czekoladę daje...
Usuń